Smutno mi, iż komentarzy mniej, a odsłon tyle samo.
Dla Patty, tak za tę jajecznicę.
* *** *
***
Dee
wrzesień, 1984r.
- Wakeford, Wakeford... - westchnęłam cicho, siadając na skraju łóżka i patrząc w okno. Deszcz, lało, szaro, nowojorska jesień. Pięknie.
Podniosłam się i spojrzałam szybko po sobie, po czym odwróciłam się, rzucając okiem na łóżko. Biała pościel, wszystko białe. Plamy, czerwone. Krew...nie czułam nic? Naprawdę byłam aż tak w niego wpatrzona, na nim skupiona? Możliwe, zebrałam szybko swoje ubrania i pomknęłam do łazienki, w której miałam pomyśleć, co dalej. Oparłam się o zimny, może marmurowy, blat z umywalką i wbiłam wzrok w wielkie lustro, wypuszczając ze świstem powietrze. Lustrowałam się spojrzeniem, swoje ciało. Miałam wrażenie, że jest inne, jakby coś się zmieniło. Czułam się śmiesznie obolała, może i gorsza. Przecież zachowałam się jak...dziwka, groupie? Jednak nie miałam do siebie żalu, pokręciłam tylko głową i wzięłam prysznic, który w jakiś sposób mnie oczyścił. Ubrałam na siebie to, co kilka godzin wcześniej zostało ze mnie zrzucone, zostawiłam tylko górę. Czułam, że nie dam rady się teraz w to wcisnąć, za bardzo by mnie bolało, o ile to możliwe. Skąd mogłam wiedzieć. Spojrzałam raz jeszcze w lustro, przeczesując palcami mokre włosy, ignorowałam walające się po blacie resztki i puste pudełka po kobiecych kosmetykach. Wiedziałam, że miał kogoś, ale oglądając wcześniej dom, mogłam zauważyć, że coś było nie tak. Nie wnikałam w to, nie obchodziło mnie, do kogo bije jego serce. Ja po prostu potrzebowałam... Chwili ciepła. Zapomnienia? Czego...
Zebrałam się jakoś i zeszłam na dół, kierując się do kuchni, w której to zastałam mojego kochanka z przypadku, siedzącego tak beztrosko na blacie. I nie miał na sobie tej pieprzonej koszulki, a tylko przetarte spodnie, jak ja. I tak znikąd poczułam się skrępowana jak nigdy, kiedy zdałam sobie sprawę, że stoję przed nim w staniku. Chociaż przecież jeszcze niedawno... Co się ze mną działo?
- No, jakby słońce wyszło. - Uśmiechnął się spod tych swoich brązowych, gęstych fal.
- Jaki miły - prychnęłam, posyłając mu słabszy uśmiech. - Ubrałbyś się!
- Ciebie nie posłucham.
- Nie zasłużyłam sobie?
- Czy tu jest podtekst? - Zeskoczył z blatu i ruchem głowy wskazał na stół, a ja wywnioskowałam, że mam przy nim usiąść. W między czasie pokazałam mu język, co miało znaczyć ,,tak, to podtekst''. - Mogę ci ewentualnie zrobić śniadanie.
- Jej... - To jest jedna z tych sytuacji, w których nie wie się, co odpowiedzieć. Z jednej strony ktoś mi czymś przywalił w twarz (tudzież zmiażdżył nogę drzwiami), ponieważ gitarzysta Aerosmith ma zamiar mnie karmić, a z drugiej strony, to zupełnie obcy facet proponuje mi śniadanie, i jak tu się zachować? Uznałam, że korzystać. Druga okazja pewnie za kolejne dziesięć lat, życie. - A rób, ostatnio ktoś mi zrobił coś do jedzenia w siedemdziesiątym...ósmym, bodajże.
- To z góry mówię, że moje śniadanie ci tego nie zrekompensuje.
- Naprawdę jest aż tak tragicznie?
- To nie było miłe...
- Nie jestem miła!
- Dlatego dostaniesz jajecznicę. - I znowu dostałam kulką między oczy? Boże, naprawdę? Uniosłam tylko brew i pokiwałam głową, tak w ramach uznania.
Przez kolejne piętnaście minut patrzyłam na bruneta, robiącego mi śniadanie i był to widok niesamowicie wspaniały. Ile razy ja miałam wyobrażenia, że facet mi robi śniadanie? W cholerę - i proszę. Co prawda przeklinał przy tym wszystkim średnio co minutę, ale w końcu się udało, postawił patelnię na leżącej na stole ciemnej ścierce i usiadł na przeciwko mnie, podając mi łyżkę. Jedząc tak z nim te cholerne jajka, czułam się co najmniej nieswojo. I wtedy przypomniałam sobie o czymś, chciałam pamiątki.
- Mam do ciebie biznes - zaczęłam - w zasadzie jednostronny i z korzyścią dla mnie.
- Sobie też jakąś znajdę, spokojnie.
- Nie wątpię...
- Czego chcesz?
- Potrzebuję koszulki, nie jestem w stanie ubrać na siebie tego, w czym przyszłam, jakkolwiek to nie brzmi. Chcę twojej koszulki, której już prawdopodobnie nigdy nie odzyskasz.
- Tak... - Spojrzał na mnie jak na wariatkę, ale co ja mogłam poradzić, powiedziałam mu prawdę. - Spodziewałem się jakieś, kurwa, nie wiem, spektakularnej prośby, ale w takim przypadku nie ma problemu. Bierz, którą chcesz. Najwyżej jakoś ci ją wykradnę.
- Nie rozumiem?
- Albo mi ją oddasz dobrowolnie. Chyba nie znikniesz tak znów, skoro dane nam było się zobaczyć po tylu latach, co?
- Ja... - Ja byłam w szoku, z jakim spokojem i naturalnością to powiedział. Zupełnie tak, jakby w to szczerze wierzył, a ja przecież wiedziałam, że to nieprawda. Tak naprawdę byłam kolejną panną, która w jakiś tajemny sposób podbiła do niego po koncercie i poszła do łóżka, by mieć potem co wspominać, a jemu ulżyć. I tyle, jedyne co, to ja dostałam bonusowo jajecznicę, a on wygrał moje dziewictwo. Nic. - Nie, tak nie będzie.
- To znaczy...
- Joe, ja nie chcę tego drążyć, ja nie mogę, ja nie jestem taką jak tamte, ja nie jestem dziwką ani groupie, ja po prostu...po prostu potrzebowałam zrobić to, co zrobiłam, padło na ciebie. Nie potrzebuję takich historii, że jeszcze się spotkamy i, kurwa, Bóg wie, co jeszcze.
- A skąd takie oskarżenia w ogóle? - Widziałam, że zbiłam go zupełnie z tropu. Miał naturę podobną do mnie, co w tym wypadku nie prowadziło do niczego dobrego. Nie potrafił się najwyraźniej przyznać do winy, dlatego zaczynał kręcić. Też tak robiłam, na nieszczęście nasze i wszystkich, których znałam...
- Ja nie mam żalu, nie mam z tym problemu. Po prostu nie mam teraz siły na żadne nadzieje, nic. Poza tym, zajęłam chwilowo cudze miejsce w tym domu, nie mam racji?
- Billie...
- A jednak.
- Nie zajęłaś jej miejsca. - Och, no oczywiście.
- Mam do ciebie śmieszny szacunek, ale zejdźmy z tego tematu, ja się ubiorę do końca i idę.
Chwila napięcia...
- Chodź, dam ci to, czego chciałaś. - Widziałam na jego twarzy rezygnacje, ale byłam zbyt nieczuła na takie rzeczy. Co nie zmienia faktu, że zaskoczyło mnie to, nawet przez chwilę zastanawiałam się, co jeśli rzeczywiście nie zajęłam jej miejsca. Chciałam nawet spytać, co jest między Billie a nim, ale coś mnie powstrzymało. Jeszcze bym się...och.
Poszłam z nim na górę, dostałam koszulkę z nadrukiem motywowanym na ,,Rocks'' (ironio, że ten album...) i zaczęłam się tak zwyczajnie śmiać, bo wiedziałam, że na pewno dostanę coś z Aerosmith. Rozczulali mnie muzycy noszący koszulki swego własnego zespołu i słusznie podejrzewałam, że mają w pierony tego.
- Dobra, bierzesz koszulkę, ale zostawiasz gorset. - Cwana bestia, powiedział to, jakby chciał śmiać mi się prosto w twarz. Z jednej strony uwielbiałam ten rzekomy gorset, ale z drugiej, to nie chciałam brać go ze sobą.
- Stoi, zostaje u ciebie. - Wywróciłam teatralnie oczami i ruszyłam szybko w stronę schodów.
- Madeline, jeszcze jedna sprawa!
- No?
- Telefon, adres, cokolwiek. Po prostu to zostaw. - Przeszedł mnie dreszcz, chciałam mu dać w twarz. Momentalnie mignął mi przed oczyma prawdziwy sen tej nocy, jak mówił o pieprzyku na mojej prawej piersi, jak całował, jak...jak można być tak beztrosko bezczelnym hipokrytą. A jak ja mogłam być taka durna?
- Madeline Wakeford...!
I wybiegłam z domu. Widziałam jeszcze, jak stał w progu, a ja szybkim krokiem uciekałam coraz dalej, śmiejąc się do niego. Dostał mnie i jeszcze imię z nazwiskiem, gdyby naprawdę czegoś chciał, wystarczyłoby mu tyle, ja wracałam. Do Lei i Caroline, co ważniejsze.
A on jeszcze ten swój gorset dostał.
Caroline
Dochodziła druga popołudniu, siedziałam ze skacowaną Leą na jej mieszkaniu i zupełnie nie kontrolowałam trzech stanów, które ogarniały mnie dokładnie co sześć minut. Po pierwsze - przeklinałam Mary, siebie i cały świat za głupiego pracownika roku. Chociaż udało mi się być na Aerosmith w Oakland, ale, kurwa, co mi z tego, skoro tutaj mogłabym być z Aerosmith. Po drugie - Leandra miała tak wielkiego kaca, że nie mogłam się na nią napatrzeć. I po trzecie - Wakeford była z Aerosmith i z nimi na pewno rozmawiała, a to znaczy, że może ja...
- Caaaroline, odgrzej mi to mięso, błagam cię... - Leżała rozwalona na fotelu i jęczała, i jęczała. I za nic nie chciała mi powiedzieć o niczym, co miało miejsce na backstage'u, na którym powinnam być JA, nie ona.
- Gdzie ona jest, kurwa... - mruknęłam, ruszając się w stronę kuchni.
- Że Dee?
- No Dee, kto inny...
- Mówię ci, że coś było, widziałam, jak wycho... - urwała gwałtownie, kiedy zobaczyła jak świdruję ją wzrokiem. Zaczęła mówić!
- Z którym?!
- Nie z twoim. Per...Perry.
- Ja pierdolę, czyli jednak!
- Czym ty się ekscytujesz, kobieto, jakbyś ty z nim poszła, to jeszcze, ale...
- Leandra, skoro Dee poszła, to gwarantuję ci, że do mnie też dobiją, o kurwa! - To było silniejsze, po prostu...nie wiem, czego chciałam. Z jednej strony nawet nie myślałam i nie brałam pod uwagę związku z kimś pokroju przykładowej gwiazdy, ikony, a z drugiej, to panicznie chciałam poznać takiego, porozmawiać, pośmiać się, napić. Odkąd pamiętam, to tego chciałam. A teraz była okazja, Dee potrafiła rozmawiać, jeśli chciała. Łapała kontakt, kiedy jej zależało. Czyli właśnie wtedy, na pewno.
- Ty się lepiej skup na mięsie.
- No już, już...
Nie skupiłam się, ponieważ ktoś zapukał do drzwi. Wiedziałam, że to ona, wstąpiło we mnie nowe życie, po tylu latach miałam w końcu zobaczyć najbliższą mi osobę na świecie. Spojrzałam z paniką na zdychającą Leę, a ta tylko jęknęła, bym otworzyła. Nie musiała dwa razy tego powtarzać, jak oparzona rzuciłam się do drzwi i otwarłam je. Kiedy poczułam na swojej szyi jej ręce, zaczęłam piszczeć. Ona też, kopnięciem zamknęłam drzwi i przewaliłam się z nią na podłogę. Piszczałyśmy sobie tak razem, aż ten wrak z fotela rzucił w nas poduszką.
- CAROLINE!
- DEE!
- Kurwa, w końcu!
- Mówiłam!
- Tyle na to czekałam!
- Spałaś z nim! - I cisza. Nie mogłam się powstrzymać, by tego nie powiedzieć, a wiedziałam, że przyjaciółka nic mi za to nie zrobi. Jednak przez blisko minutę patrzyła się na mnie, kiwając na boki głową.
- Spałam.
- Co więcej?!
- Ej, ale przecież on miał jakąś panienkę. - Leandra momentalnie się ożywiła i zmroziła nas wzrokiem. Czułam się zaskoczona, skąd ona mogła wiedzieć takie rzeczy, skoro nawet ja nie miałam o tym pojęcia? Backstage swoje zrobił, o czyżby. - Dee?
- Ma na imię Billie, ale mam wrażenie, że coś jest...nie tak.
- Nie przeszkadzało ci, że idziesz do łóżka z obcym facetem i w dodatku zajętym?
- Nie stawiał mi się jakoś.
- Nooo, on tobie na pewno nie, ty prędzej byś...
- Leandra! - warknęłam i podniosłam się z podłogi. - Co tobie, siedzę tu cztery godziny, a ty jesteś nie do zniesienia, o co ci chodzi? Wróciła zza kulis i nagle gigantyczny foch, nie chcesz mówić, nie mów, ale...taktu, nie wiem.
- Ty mi o takcie nie opowiadaj, a ty - wskazała na Dee - ty mi szczegółów możesz oszczędzić, na górę, jak chcecie rozmawiać.
- I elegancko.
***
Siedziałyśmy zamknięte w jednym z pokoi na piętrze. Madeline opowiedziała mi pokrótce, co się stało i jak, zobaczyłam jej posiniaczoną nogę, dowiedziałam się o uczciwej wymianie koszulek i teraz mogłam przejść do szczegółów, czyli konkretów, w takim wypadku.
- Wakeford, kurwa, słuchaj, a...
- Tyler.
- Tak...!
- Nie wiem dokładnie, czego ty oczekujesz, ale powiedziałam mu tyle, że Caroline i on chętnie cię przyjmie w potrzebie, że tak powiem. Rzekomo ostatnio się nic nie wiedzie. - Posłała mi znaczący uśmiech, a ja odpłynęłam, pomocy.
- Gdybym go tak spotkała teraz, Dee...
- Niby jest takie prawdopodobieństwo.
- Jak, jak...? - Cała ta sprawa stawała się dla mnie coraz większą abstrakcją, ze słowa na słowo było coraz bardziej nienaturalnie.
- Bo...to jest skomplikowane, Caroline. A ja głupia jestem.
- Stało się coś. - Kiwnęłam głową i spojrzałam w jej poszarzałe oczy. Coś było źle, zakładałam, że padło o kilka słów za dużo. Albo wręcz przeciwnie. - Mów. Widzę rozterkę.
- To chyba nie jest rozterka, ale on mi powiedział, że nie zajęłam niczyjego miejsca w jego domu, potem coś w stylu, żeby się jeszcze zobaczyć, a potem chciał jakiegoś sposobu kontaktu. Powiedziałam mu nazwisko swoje i tyle, wyszłam z założenia, że sobie z tym poradzi, jakby naprawdę czegoś chciał. A potem pomyślałam, że skoro ma jakiś tam namiar na mnie, a Tyler zna twoje imię...relacja między nimi jest jaka jest, więc jeżeli coś, to jest elegancko wszystko ustawione, chociaż to brzmi jak żałosna bajka. - I odwróciła wzrok. - Żałosna zabawa, to jest inny typ ludzi. A nam chyba nie na tym zależy.
Chciałam zrozumieć to, co miała mi przekazać, ale wydało mi się to wyjątkowo trudne. Nie wiem, co ją gryzło, czy to, że się z nim przespała, czy to, że zrobił jej denne nadzieje, które byłyby tylko podstawą do złudzenia. A na co jej, mi, nam - komukolwiek - takie były?
- Dee, nie powinno nam na takich zależeć, ale widzę, że tobie...
- Nie mów tego na głos.
- Dobrze, w takim razie widzę, że nie do końca... A zresztą, nic nie powiem. Rozumiem cię. Ja bym też to miała, w zasadzie mam już to, tylko dlatego, że...
- Wiem. Ja wiem, Caroline. Ale to jest...
- Zachowujemy się jak nawiedzone nastolatki. - Uśmiechnęłam się do niej i przechyliłam głowę. - Jaki on jest?
- Hm?
- Anthony. Joe. Prywatnie.
- Jest...normalny. Z jednej strony wycwaniony i agresywny, ale...to z niego uchodzi jakby i jest taki...mały. Nie wiem, nie znam go. Ja z nim tylko spałam. - Zagryzła wargi i wyciągnęła ręce w moją stronę. W odpowiedzi przysunęłam się do niej i przytuliłam ją, a ona omotała się wokół mnie jak miś panda wokół jakiegoś drzewa. Pękła w niej ta żyłka zimna, czułam się przy niej tak niesamowicie silna. Na jak długo? - I nie przejmuj się słowami Lei, ona jest...na kacu jej odbija, jeszcze teraz za dużo się stało.
- Ale ona powiedziała...w sumie prawdę. Jest mi dziwnie z tym, że spałam z kimś, kto kogoś ma i...a, bywa. On i tak nie jest święty, kogo to obchodzi, było, minęło i mam nadzieję, że cię znajdzie twój...skurwysyn. - Uśmiechnęła się, znów wyszło słońce?
- No, jak mi z Bowie'm nie wyszło JESZCZE, to może z innej ligi popróbuję! - Wyszło nasze słońce, zaczęłam się śmiać, dźgając ją przy tym między żebrami, co wywołało falę śmiechu i pisku z jej strony. Nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo tego mi brakowało. Może bardziej, niż jej, nie wiem, która bardziej czuła brak drugiej. - Kocham cię, Wakeford.
- Wiem, ja ciebie też. Jak matkę, jak...
- Siostrę.
- Kocham. Hadley. - Jak ,,Sisters Of The Moon'', kochana młoda.
***
Nie wiem, ale wrzesień '84
Wakeford,
Przepraszam, że już Cię tak molestuję. Od początku, ale chcę wiedzieć, jak Ci tam. Czy żyjesz w ogóle? Pusto tu bez Ciebie, ale jestem szczęśliwy, że jesteś z nimi. Jak koncert? Jak chłopaki? Jak Caroline, Lea? Daj mi jakiś znak, napisz coś, cokolwiek. Potrzebuję ludzi, kontaktu. Napisz, jak sama ta powalona podróż, ile płynęłaś. Jak, co dalej. Cokolwiek, co będziesz tam robić? White'owie mnie złapali ostatnio na ulicy, każą Cię pozdrowić. Brakuje im Cię za ladą, pięknie. Trzymaj się tam, stara,
J. Axon
- A raczej nie wiesz, czy wspominać mu o tej nocy, co?
- Boże, no tak...
- Nie musisz mu o tym pisać, w sumie. Ale z drugiej strony, znamy, znasz, go tyle lat, a on cię jeszcze...kocha, tak mówi. Pamiętam, jak pytał Leę o twoją cnotkę.
- Która poszła się jebać... - mruknęła, a ja zaśmiałam się, choć nie chciałam.
- To prawda. Ale... Dee, no zna cię, wiedział o wejściówkach i zna się coś tam na życiu, na tych sprawach. Wie przecież, że takie rzeczy się zdarzają.
- Ale ja...
- Wiem, wiem, zaczyna się. - Położyłam jej rękę na ramieniu. - On wie, że go nie kochasz, nie jako partnera. A wyśmiać cię czy zmieszać z błotem nie ma prawa, bo wszyscy doskonale wiemy, że to on tkwi w bagnie od wielu lat i to prawda. To brzmi koszmarnie. Ale to prawda.
- Fakt, cenna uwaga. - Spojrzała na mnie i pokiwała głową. - Zrób coś dla mnie, Caroline.
- Dajesz.
- Odpiszę mu na ten list i powiem mu o tym, jak się sprawy mają, ponieważ lepsza jest najgorsza prawda niż kłamstwo...
- Kurwa, żeś poleciała z morałem!
- Aj, cicho, i w związku z tym, że tak jest...powiem mu o wszystkim, ale ty odpiszesz mu na ten list ze mną. Dowie się o wszystkim, jak pozałatwiałam to wszystko, wejścia...
- Chwila, Dee. Jak ty właśnie załatwiłaś te wejścia.
- Młody Firby.
- O Boże...! Co tym razem? Umówię się z nim, odwiedzę go, napiszę, co? - Niesamowite było to, jak bardzo ten chłopaczek mnie wielbił przez te wszystkie lata. I nie przeszkadzała mu moja pogarda.
- O wszystkim się właśnie dowiesz w trakcie pisania, cóż...
- A jednak cię nienawidzę, kochana.
Czyżby po trupach do celu?
Steven
- Kurwa, ja wiem, że wiesz!
- Wyobraź sobie, że nie miałem okazji wypytać o historię znajomości.
- Okazja na co innego była, pewnie.
- Postaw się na moim miejscu, człowieku.
- Zrobię to w praktyce, Joe, zaufaj mi. - Boże, dlaczego on nigdy nie mógł dla mnie nic zrobić?
* *** *
Proszę o komentarze, dla odmiany!
Hej. ;_; Moją super-ekstra dzisiejszą gadkę, zacznę od tego, że kompletnie nie mam siły na pisanie komentarzy. Nie mam siły na pisanie niczego i ten tekst, który właśnie piszę będzie bardzo nieskładny i okropny. Jeszcze bardziej niż zawsze. Również nie pogadam dzisiaj bzdur, co pewnie Cię cieszy. Nic dzisiaj nie napiszę, więc jeśli jutro nie będzie u mnie rozdziału (bo muszę go dokończyć ;_;) to już wiesz, dlaczego.
OdpowiedzUsuńPostaram się, spróbuję...
Tak jakby, Dee mnie wkurza. Nie wiem czemu, po prostu tak jakoś mnie wkurzyła. Zresztą, wszystko mnie dzisiaj wkurza. Ale tak na serio, to według mnie powinna ona przestać myśleć o Joe. W końcu sama powiedziała, że to tylko jeden raz i już więcej spotkać się nie mają. I... właśnie tak powinno być. Madeline i Jasper - to by była para, z której byłabym zadowolona. Nie Madeline i Anthony, tylko Madeline i Jasper, o tak. Co jeszcze? Ta 'wymiana'. Muszę powiedzieć, że było to urocze, tak samo jak Perry robiący jajecznice. Jesteś sobie u samego Joe Perry'ego i on robi Ci jajecznice i jeszcze żąda kontaktu z Tobą... CUD. Ach, ale to nie zmienia mojego zdania na ten temat. Nie wiem, co będzie teraz, ale uważam, że Dee powinna być z Jasperem. I coś tak podejrzewam, że może się to stać, bo z Perry'm nie będzie, prawda? Jak dla mniej jej związek z Joe... Nie, po prostu nie.
Leandra. Właśnie, co ona tam robiła? O której wróciła? To jest bardzo ciekawe, czyżby... Nie. Musisz mi to wyjaśnić, bo inaczej się nie odczepię. Będziesz miała ogromny problem, mówię Ci. Uczepię się Ciebie i odczepić nie będę miała zamiaru, jeśli mi szybko nie wyjaśnisz tej sytuacji. Jedyne co wiem to, to, że Nasza kochana Lea chlała, co jeszcze? Bo Caroline... Właśnie! Caroline! Ta to powinna z Tylerem być. Albo i nie... Sama już nie wiem. Pewna jestem tylko tego, że Madeline nie może być z Joe. Ewentualnie jeśli chcesz z kimś spiknąć Tylera, to ja tu jestem. Czekam, wolna, zawsze do usług.
Powiedziałam już wszystko, co chciałam, a teraz idę pisać, choć i tak nic nie napiszę. Następnie będę gadać sobie, że może lepiej skończyć pisać, a potem się wkurwię, nic nie napiszę i rozdziału jutro nie będzie. Koniec.
Weny!
Hej, robisz z tego opowiadania bardzo skomplikowaną historię, podczas gdy ona wcale taka nie jest, wbrew pozorom to wszystko jest mega prostolinijne, więc nie ma sensu szukać dziury w całym, przecież i tak już wszyscy wiemy, kto z kim będzie, teraz zostało tylko przebrnąć przez wszystkie kłody, które ja tym ludziom porozrzucam w jakiś ambitny sposób. I dziękuję Ci ślicznie, ha.
Usuńzgadnij kto pisze...
OdpowiedzUsuńPatty (a może Parry?) :))))))
JEJUUUUU, AAAAA *________* JUŻ TO ZROBIŁAŚ! Perfekcyjny Joe Perry bez koszulki robi jajecznicę! dziękuję za dedykację!
może ja zacznę od rozdziału szóstego, którego nie skomentowałam. tak myślałam, że tak się to skończy. w łóżku. ale nie wiedziałam, czy z Joe, czy ze Stevenem. kurczę, jak ja uwielbiam Stevena! jest tak genialny, taki optymista, nawet u Ciebie w opowiadaniu, jak w sumie jest poważna sprawa, wszscy zdenerwowany (głównie Joe), to Steven sobie żartuje ze wszystkiego :)
Joe jest w opowiadaniu taki agresywny, haha, już Ci to chyba pisałam! ale popatrz, spotkał Dee, poszła do niego i od razu taki miły :)))) nie spodziewałam się w ogóle, że Dee jest jeszcze dziewicą. myślałam, że już dawno się z kimś puściła (może nie puściła od razu, uprawiała seks), a tu taka niespodzianka.
to trochę smutne, bo to wszystko wyglądało tak, jakby Dee faktycznie wykorzystała Joe. przespała się z nim, dobra, obydwoje czują się teraz zranieni, miłości nie ma, bla bla. ale do cholery! przespała się z nim, zjadła łaskawie najlepszą jajecznicę świata, powiedziała że prawdopodobnie nigdy nie zwróci mu koszulki którą jej da, nie dała mu adresu, numeru. halo, nie tak to sobie wyobrażałam, haha!
no i co z Jasperem? polubiłam tego chłopaka, a tak strasznie mi go szkoda. nie dość, że ćpa, to jest samotny. i nieszczęśliwie zakochany. nie wiem jak to się dla niego skończy, ale na pewno niezbyt dobrze... powinien znaleźć sobie dziewczynę albo wyprowadzić się, zamieszkać z dziewczynami, cokolwiek.
czekam jak to wszystko się potoczy, co z Dee i Joe, no i czy Caroline dorwie Stevena! <3
dziękuuuuuję kochana jeszcze raz za dedykację, czekam na kolejny i pozdrawiam! <3
Aaaha! Kocham ten komentarz, kocham, Patty, rozumiesz?! Jestem z siebie dumna, że Ci się spodobał, pisząc go, myślałam o Tobie, słowo daję! Pomysł z jajecznicą wygrał prawdopodobnie wszystko, o mój Boże, piszczę.
UsuńI tak swoją drogą, ja sama jestem w szoku, że zrobiłam z takiej Dee dziewicę, ale wszystkie moje tutejsze działania są raczej zamierzone, więc spokojnie.
I dziękuję Ci bardzo, bardzo! ♥
"Ty się lepiej skup na mięsie."
OdpowiedzUsuńCzytałam to w nocy, i kiedy przeczytałam to zdanie, to wybuchłam niepohamowanym śmiechem wiesz? To było trochę dziwne. Ja jestem dziwna! Może to przez to, że samo słowo 'mięso' jest w jakimś sensie... zabawne. Nie wiem. Ale śmiałam się jak głupia.
Dobra, zaczęłam ten komentarz od nieco idiotycznej (znaczy się ja jestem idiotyczna, a raczej mój mózg grubo po północy...) kwestii, także wybacz mi, moja droga. Już się spinam, już piszę dalej. Bardziej na temat.
Po raz nie wiem który utwierdzam się w przekonaniu, że kocham Dee. Jest niesamowitą postacią, bo ma taki silny i bardzo dobrze przedstawiony charakter. Możliwe, że już wcześniej coś na ten temat wspominałam, możliwe, że nie, ale no... Tak własnie jest, haha! Nie mam zielonego pojęcia jak bym się czuła po... ekhem, przespaniu się z gwiazdą rock'a (o czym ja myślę, cholera :_:), ale Dee... Miała do tego wyjątkowo zdrowe podejście. Nie było to ani 'O mój boże, ale przypał, spałam z Joe Perry'm, TYM Perry'm, lecę powiedzieć mamcie, tacie, całej Ameryce, o tak!', ani coś bardziej w stylu: 'Co ja teraz zrobię, zachowałam się jak dziwka, moje życie jest stracone, oddałam cnotę facetowi, który ledwo mnie zna, który mnie nie kocha, moje istnienie nie ma sensu, idę się zabić.' Nie! Madeline była po prostu... sobą. No przespała się, i co? Jest chyba usatysfakcjonowana- w końcu, jakby nie patrzeć, był to TEN Joe. Ale z drugiej strony nie czuje się jak groupie, i to jest takie... Normalne, ale nienormalne. Znaczy eh... To jest normalne. Ale mam wrażenie, że taka Lea, czy nawet Caroline, czułyby się zwyczajnie źle. A Dee żyje dalej, ona ciągle 'żyje dalej', i to jest w niej takie super. Że nie za bardzo obchodzi ją jutro (chyba, że jutro jest koncert Aerosmith xD), że nie przeszkadza jej wybitnie (i nie podnieca jej to), że się do cholery przespała z no... TYM Perry'm! Tak, Dee jest boska.
Leandra też, cholera. Jej wręcz chorobliwe sprowadzania ludzi na ziemię z krainy marzeń, czy innych takich ---> 'Nie przeszkadzało ci, że idziesz do łóżka z obcym facetem i w dodatku zajętym?'. No cała, Lea! Pesymiści są fajni. I czasem zabawni ('Ty się lepiej skup na mięsie' hahaha!). No i oczywiście jestem ogromnie ciekawa, co ona odwaliła, że aż takiego kaca się nabawiła. Znaczy no ogólnie wiadomo- ostro popiła. Ale z Tylerem!? Z całym Aero!? I co ona oprócz wlewania w siebie napojów wysokoprocentowych tam robiła? Nie, no, nie sądzę, że doszło tam do czegoś... dziwnego, w końcu to jednak Lea. Ale, ale... Może... Może któryś z nich... Nie, ona ma Ericę. Wolę nie spekulować, bo sama się pogubię, no.
A Caroline mnie wkurza już oficjalnie, że tak powiem. Denerwuje mnie, że jest tak bezgranicznie zakochana w Dee, i że jakby... ma 'coś' do Lei. Wszyscy jakby mają coś do Lei. Nie wiem sama co rozumiem przez słowo 'wszyscy', ale po prostu denerwuje mnie, że ta jedynie racjonalnie myśląca w 100% istota jest jakby na drugim planie dla Caroline, no i dla Dee też. Ale wracając do Hadley... Wraca tak z dupy, znaczy właściwie to Madeline się z dupy pojawiła, ale nie zwracajmy na to uwagi... No i wraca i się rzuca na tą Dee, podnieca się, że ta spała z Perry'm, potem się ją wypytuje o Tyler'a... I co? I nic. Jakoś tak... Nie lubię jej. Zachowuje się przy Dee jak taka typowa 'psiapsiółka' i mnie to wręcz no doprowadza do szału! Cóż, nie umiem tego uzasadnić, przez co jestem na siebie zła, ale nic na to nie poradzę.
Ha, w ogóle powiem Ci, że z tej cholernej fizyki dostałam 4, więc faktycznie- Dire Straits uczy więcej niż mi się wydawało, haha! A teraz nie wiem co zrobić, cholera- słuchać The Doors, czy deszczu. Bo pada, a ja kocham jak pada... Nieważne, droga deMars, tak sobie gadam.
Rozdział niesamowity, aż się chcę pisać komentarze, takie wyczerpujące. To takie fajne uczucie :)
Pozdrawiam Cię serdecznie! Oraz życzę udanego weekendu :D
Hugs, Rocky.
Prawdopodobnie powinnam wręczyć Ci nagrodę, dyplom uznania - cokolwiek - ponieważ jako jedna z nielicznych dosłownie i dokładnie pojęłaś istotę egzystowania i stylu bycia Madeline ''Dee'' Wakeford. Myślałam, że okaże się ona być prostą postacią, jak widać tak nie jest, co mnie troszkę zbiło z tropu. Ale Tobie się udało i elegancko, Rocky!
UsuńAczkolwiek jest druga sprawa, Caroline. Zaczęłam się zastanawiać nad nią, pierwszy raz ktoś ją tak osądził. Nie tak miała wyglądać jej postawa tu, ale sądzę, że w następnym już rozdziale jej pozycja znacznie się zmieni...obstawiam, że na pewno tak będzie. Ona i Dee są panicznie w sobie zakochane, to działa w obie strony.
A Lea jest stabilna - prawidłowo.
Śliczny komentarz, bardzo dziękuję, kochana! Słuchaj dalej Dire Straits przed fizyką ♥
hej, zapraszam na nowy! :) http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWitaj, deMars! Zanim zacznę komentować rozdział, muszę... Po prostu muszę Ci powiedzieć, właściwie to napisać, że to zdjęcie Stevena jest olśniewające. Jeśli tylko zdjęcie może takie być. No po prostu cudowne, radosne, kolorowe, piękne. Joe z kolei wyszedł tak... Władczo, stanowczo, jakby to nazwać... Dostojnie, poważnie, niedostępnie...? Mam nadzieję, że wiesz, o czym mówię. Zapewnie tylko ja odniosłam takie wrażenie, zapewnienie jest ono mylne, ale im dłużej na nich patrzę, tym mam coraz większe wrażenie, że to, w jaki sposób wyszli, czy też zapozowali na tych zdjęciach, ma związek z ich osobowościmi. Zdjęcie przedstawiające Dee jest w pewnym stopniu podobne do fotografii Joe, to samo ze Stevenem i Caroline. Właściwie to w powyższym rozdziale pojawiło się jedno zdanie, z perspektywy Dee, a mianowicie "Miał naturę podobną do mnie (...)" i...
OdpowiedzUsuńBoże ja już tyle piszę o tych zdjęciach i to w dodatku bez sensu. XDDD Przepraszam, że tak się rozpisałam i w sumie nie do końca wyjaśniłam, o co mi chodziło, ale nie umiem tego wytłumaczyć. Nie zwracaj proszę uwagi na tamto, czasem po prostu piszę tak bez sensu, bez ładu i składu, próbuję doszukać się dziury itd. XDDD
Tak na marginesie, dwa rozdziały temu wyszłam już na prostą i zaczęłam czytać regularnie, ale jakoś nie mogłam zabrać się za skomentowanie, za co bardzo Cię przepraszam.
Jeśli chodzi o Dee, powiem Ci, że to, że wciąż jest STOP, że do TEGO momentu wciąż była dziewicą nie zaskoczyło mnie jakoś tak bardzo. Z początku uniosłam brwi w geście zaskoczenia, ale już za moment, wydawało mi się to w pewnym sensie... Normalne. Nie wiem, czy to słowo jest do końca trafne, ale cóż, coś trzeba napisać, prawda? Kurcze, dziwnie czuję się pisząc o tych dziewicach, nie dziewicach. xD Jestem usatysfakcjonowana, Dee w końcu przespała się z Joe! Wiesz jak ja na to czekałam?! Nie, wcale nie jestem żadnym erotomanem, czy coś, ale to, żeby oni, to... To było moim marzeniem!!! Znaczy... No kurcze, nie mam pojęcia, jak mam to w miarę zrozumiale ująć w przyzwoitych słowach. Joe. Jak ja go uwielbiam. On jest taki... Taki wspaniały... Taki zupełnie inny niż Steven, który jest najwspanialszym mężczyzną na Ziemi, a jednocześnie tak cholernie pociągający, tak wspaniały, tak... Tak boski! I ta końcówka rozdziału. Jest taka zastanawiająca, taka... Nie umiem się wysłowić... Dzisiaj z moim mózgiem dzieje się coś naprawdę niedobrego.
Na koniec życzę Ci jeszcze dużo weny oraz serdecznie Cię pozdrawiam! ♥
Ooo, witam Cię serdecznie, Angie vel Jenny, haha! Cieszę się, że w końcu udało Ci się skomentować, tylko na to czekałam, przyznam szczerze.
UsuńW zasadzie nie wiem, co powinnam Ci powiedzieć. Miło mi, że należysz do grupy tych, którzy nie mają problemów z moimi bohaterami, to duży plus XD
I ogólnie obrastam w piórka za tyle miłych słów - dzięki, też pozdrawiam ♥
Chyba zaczynam lubić Dee, albo ona dojrzała, albo po prostu mnie do siebie przekonała.
OdpowiedzUsuńWiesz? Też mam jeszcze takie chwile, że po prostu zastanawiam się, jak żyją inni ludzie. Siedzę sobie w autobusie, albo na przystanku, patrzę sobie na ludzi i zastanawiam się nad ich życiem. I w sumie też wydaje mi się, to nienormalne, ale w końcu nikt o tym nie wie, ha. Dlatego tak bardzo lubię tak po prostu obserwować ludzi.
Mam wrażenie, że Dee jednak żałuje tego co się stało. Nie jest wcale do tego optymistycznie nastawiona i wolałaby, aby wcale się nie stało. Może dlatego, że w sumie był to jej pierwszy raz i może chciała spędzić go z kimś, z kim byłaby na całe życie. Chociaż wydaje też mi się, że nie myśli o związkach i odpowiada jej to wolne życie. Ech, sama nie wiem, co mam myśleć o tej Dee, ale po prostu mnie intryguje. I to bardzo, ale chyba to już kiedyś wspominałam.
Natomiast Joe. Mogłabym powiedzieć, że się zakochał, ale czy człowiek może zakochać się tak.. w sumie z chwili na chwilę? No chyba, że jego też zafascynowała ta dziewczyna, bo jednak to jest fascynujące. Aczkolwiek przecież może być tak, że jak ją znajdzie, to po prostu czar pryśnie i nic dalej z tego nie będzie. Ale cóż, czas pokarze.