czwartek, 30 października 2014

IX: Zwodnicze ścieżki dorosłych gier

Dziękuję Ci wielce, Kathi, mało kto tak pięknie o mnie pisze - dam Ci wyraźniejszy odzew do jutra!
Na samym dole mam dla Was urocze autorskie.
Zanim cokolwiek zrobimy, wszyscy odwiedzamy pewne 
A poza tym, powstała druga część naszego albumu - zapraszam :)


* *** *
***
Steven 
wrzesień 1984r.

 Po raz kolejny zdałem sobie sprawę ze swojego, paraliżującego aż, uzależnienia. Po raz kolejny uświadomiłem sobie, że wciąż jestem ukierunkowany tylko na jedno, jeśli o kobietach mowa, że tylko to i przede wszystkim to mi w głowie. Że nie potrafię tak po prostu sobie odpuścić. Zrobię, co do mnie należy, w moim mniemaniu, tydzień popiję, i od nowa. Przez kolejne, kurwa, dekady pewnie będzie tak samo. A najgorsze w tym jest to, że chyba właśni taki był mój plan na życie X lat temu, co się zmieniło? Wyrosłem z tego, że niby stałem się dojrzalszy, że niby coś się miało zmienić? Może tak, czasem tak myślałem. Czasem, gdy budziłem się sam w pustym domu, w pustym łóżku. Trzeźwy. W pełni świadomy tego, co działo się wokół mnie. We mnie. Patrzyłem na Toma, patrzyłem wcześniej na Joe'ego. I widziałem przy nich kobiety, przez długi czas te same. I były z nimi szczęśliwe, a oni z nimi. Niektóre odeszły, inne zostały. A potem się odwracałem i widziałem za sobą samego siebie z Cyrindą. Było nam pięknie, ale potem weszły między nas konflikty. Wielkie worki z białym prochem stanęły między nami, zaczęliśmy walczyć. Biłem się z kobietą o prochy, naprawdę tak się działo. Aż w końcu się rozeszliśmy, ona się zmieniła. Nie wiem, czy ja też. I już nigdy nie miało być tak samo, zresztą - to oczywiste. Wbrew pozorom, wbrew samemu sobie, nigdy nie wygasło moje uczucie do Foxe, moja śmieszna fascynacja. Tylko zdałem sobie sprawę, że nie możemy ze sobą być, bo w rezultacie jedno zabije drugie, a to, co się ostanie - zabije się samo prochem z tego wora, który nas rozdzielił. Bycie osobno dawało większe szanse na przetrwanie zarówno jej, jak i moje. Dlatego w domu budziłem się sam. Dlatego nie było w nim tej, za którą jak piesek latałem tyle czasu, by w końcu była moja. Dlatego nie było już ze mną Cyrindy Foxe. A co mi mogła dać zwykła dziwka, napalona fanka? Co mi mogła dać, poza chwilą? Nic, pojawi się, zrobi to, czego chce jeszcze bardziej ode mnie - i pójdzie. Z nadzieją, że zaliczy tak następnego. Ona, nie ja. Wszystko mi już jedno, byleby coś. A nawet nie, może przemawiała już przeze mnie zazdrość, że skurwysynom z zespołu się udawało kogoś okiełznać, a mnie nie. Co szło nie tak, w czym ja sobie nie radziłem, może to wszystko wynikało z...
- Zimno tu jest... - Z zamyślenia wyrwał mnie cichy głos, kojący głos. Głos kobiety, odwróciłem głowę w jej stronę. Burza brązowych, w świetle nocy wpadających w bordo, fal wiła się po poduszce, drobne ciało ginęło pod cienką kołdrą. Leżała tak obok, nawet na mnie nie patrząc, jak gdyby nigdy nic. - Przytul mnie. - Te słowa cofnęły mnie lata wstecz, ciężko powiedzieć, dlaczego. Tylko matka tak po prostu mówiła do mnie, bym ją przytulił. I tylko ona byłaby w stanie leżeć z taką ignorancją obok, czuć zimno i prosić o uczucie. Moja złota, kochana. A teraz leżała obok namiastka matki, takie wnioski udało mi się wyciągnąć po kilkugodzinnej znajomości.
 Milcząc, osunąłem się po poduszce na materac i przysunąłem się do niej, obejmując ją delikatnie, a ta zwinęła się jeszcze bardziej w kłębek i mruknęła cicho, jak kot. Kocica może, pasowałoby idealnie. Nie wiedziałem, czy zasypiała, czy już spała. Czy może zwyczajnie leżała tak jak ja i myślała o tym, co się kiedyś działo, co poszło źle, co można by rozegrać inaczej. Szczerze wątpię, wydała mi się być taka beztroska, wydała mi się być wyzwolona, pewna siebie, zdecydowana i niezależna. Kobieta o typowo męskiej duszy, pomyślałem. I myślałem dalej, czując jej delikatne, ciemne fale na swojej twarzy.
 Wychodząc przed dwudziestą z jej mieszkania, nie wiedziałem, czego się spodziewać. Najpierw taka niepozorna, ale ze słowa na słowo, z gestu na gest, robiła się coraz bardziej otwarta i zadziorna. Mówiła coraz więcej, ale niezupełnie dawała się poznać, jakby się ze mną bawiła. Odpowiadała pytaniem na pytanie, albo śmiesznie kryła się z prawdą, a mnie tylko zastanawiało, jaki miała motyw, co chciała tym osiągnąć.
- Powiedz mi, dlaczego Paul, z opowiadań twojej koleżanki, okazał się być chujem? - spytałem ją, kiedy siedzieliśmy w jakiejś kameralnej knajpce, pierwszej lepszej, która rzuciła mi się wtedy w oczy. - Chyba, że to zbyt wścibskie pytanie.
- Nie jest wścibskie, dżentelmenie! - Zaśmiała się i upiła łyk mojego piwa, po czym przyjrzała mi się uważnie. - Tylko to jest taka typowo kobieca, dramatyczna historyjka, nie sądzę, by cię to zainteresowało.
- Mów, mów, ja cię zawsze wysłucham.
- Zapamiętam to sobie. - Poprawiła włosy i oparła się rękoma o stół. - W skrócie, bo tu nie ma co opowiadać. Ten gość był moim narzeczonym, poznałam go tutaj, w Nowym Jorku, było mi z nim naprawdę świetnie, kochałam go, ale tak od początku osiemdziesiątego drugiego wszystko zaczęło się pieprzyć. Co prawda oświadczył mi się, ale to nic nie pomogło. A potem wyszło, że mnie zdradza. Z jakąś tlenioną, młodą pizdą. I tyle.
- Chwila, czyli od zerwania, od dwóch lat, sama siedzisz?
- Żartujesz sobie? Skąd, gdzie ja tak sama. To znaczy...nie władowałam się w żaden poważny związek, ale w między czasie spotykałam się przelotnie z dwoma kolegami, nic poza tym. Uznałam, że nie ma sensu póki co się angażować, bo potem tylko się płacze. A ja miałam tego dość, poza tym, teoretycznie byłam tutaj sama. Brakowało mi Madeline, która ryczała za mną w Anglii, a ja z zaciśniętymi zębami siedziałam tu. Nie mogłam się tak rozklejać, to miasto jest na to za trudne i za wielkie.
- Ładnie myślisz - powiedziałem po chwili, świdrując ją wzrokiem. Nie wiem, skąd takie postanowienia, taka siła, kobieca determinacja. Nie sądzę, że to wszystko przez tamtego faceta, musiała mieś inne podstawy, o których najwyraźniej nie miałem się dowiedzieć. Nie wtedy, na to wychodziło.
- Myślę, co czuję, czuję, co mówię, mówię, co myślę. Szach mat, Steven, tak to działa.
- Tyle lat żyłem w przekonaniu, że to ja mam cięty język, mam gadane.
- Mój język skrywa bardzo wiele tajemnic, jak już tak szczerze rozmawiamy... - Pokręciła głową i znów sięgnęła po alkohol, podczas gdy ja patrzyłem na nią wtedy jak w obrazek. Jakby mi się przenajświętsza dziewica objawiła i piła ze mną tanie piwo w tanim lokalu na rogu ulicy. Odstawiła szkło i popatrzyła na mnie, ewidentnie wyczuła, że jej słowa mocno się ode mnie odbiły. - Oj, poruszyłam drażliwy temat z tym językiem?
- Jesteś beznadziejna, robisz to specjalnie...
- Nie, ja po prostu chwalę się atutami. - Uśmiechnęła się i spojrzała na mnie z płomieniem w oku. Płomień za bardzo mnie oparzył, spuściłem swój wzrok i na moje nieszczęście, utkwił on gdzieś w okolicach góry prześwitującej, czarnej koszuli.
 Posiedzieliśmy tam jeszcze chwilę, a potem pojechaliśmy do mnie, gdzież ja bym ją samą puścił do siebie po nocy. Z takim językiem...
 I znów to zrobiłem. Kobiety mnie jednak nienawidzą. Zwyrodniały skurwiel. A ona mi tak po prostu mówi, że zimno. Chce, bym przytulił. Wygodnicka, wredna kocica.


Leandra

 Siedziałam zupełnie ogłupiała na łóżku u siebie w sypialni i kiwając głową na boki, patrzyłam przed siebie, analizując, już na trzeźwo, wszystko, co wczoraj się stało. Przechodził mnie zimny dreszcz podekscytowania i chorej ekscytacji, Tyler tak po prostu naszedł mnie w moim mieszkaniu i porwał mi Caroline sprzed nosa, potem Erika przez pierwszą godzinę napieprzała coś o kinie, potem zeszła na temat, że chce jechać ze mną na jakiś koncert i teraz będzie szukać, kto w najbliższej przyszłości zagra w Nowym Jorku. A ja siedziałam i wykrzykiwałam różne rzeczy, z którymi może powinnam siedzieć cicho, ale za długo się we mnie gromadziły wszystkie silne emocje. I musiały w końcu huknąć, padło na wczoraj, a dziś znów siedziałam sama. Moja luba w soboty się gania po rodzinie za miastem, Caroline teraz pewnie...z Tylerem, a Dee powinna dziś już wrócić, a że jej nie było, to inna sprawa. Można było zwariować w tej samotni, jeszcze lało jak nigdy. Na szczęście po piętnastu minutach ''inna sprawa'' się rozwiązała, na dole ktoś trzasnął drzwiami, w końcu.
- Wakeford? - Poderwałam się z łóżka i szybkim krokiem zeszłam na dół, gdzie zastałam swoją niską cholerę, zdejmującą kurtkę. - Boże, w końcu. Już myślałam, że się za bardzo zadomowiłaś u rodziców.
- Nie, no coś ty! - Zaśmiała się, idąc do kuchni. - Po tylu latach mieszkania bez nich? Trudno by mi było się znów przestawić na życie pod rodzicielską kontrolą.
- Dobra, tu masz rację. A co z pracą? Załatwiła ci matka?
- Raczej tak. Będę projektować okładki, dostałam kilka tytułów na próbę, mam im coś wstępnie dać najszybciej jak dam radę. I jeśli się spodobają, to mnie wezmą, niestresująca, wolna robota. A mnie wezmą, ponieważ mam pomysły na takie rzeczy, kreska też oryginalna, będzie dobrze.
- No, to ja mam nadzieję, ci się uda, bo nie będziesz u mnie mieszkać za darmo! Dobrze płacą?
- Na własne wydatki i twoje utrzymanie wystarczająco! - Puściła do mnie oko i wróciła do nieudolnego krojenia chleba. - Jest Caroline? - Kurwa, co powiedzieć?
- Nie ma. To znaczy...
- To gdzie ona polazła w taki dzień?
- Dee, to jest dość...drażliwy dla ciebie temat, chyba. - Usiadłam tradycyjnie na stole i patrzyłam, jak wolno odkłada nóż, na szczęście, i odwraca się napięcie w moją stronę, przekręcając lekko głowę na bok. - Ja pierdzielę, nie patrz tak.
- Drażliwy, co się stało, Lea?
- Wyszła z kimś.
- Z KIM.
- Nie każ mi tego robić... - Wlepiłam w nią oczy i przygryzłam wargę.
- Leandra, jak mi tego nie powiesz, to sama to zrobię, a to nie będzie, kurwa, dobre...!
- Boooże, no tak, stało się, jednak coś musiało wtedy zaskoczyć! - zawyłam i zeskoczyłam ze stołu, kucając na kuchennej posadzce i patrząc z dołu na pobladłą dziewczynę. - Był tu wczoraj i bajerował i ją sobie tak zabrał, ona pewna siebie poszła i...
- I nie wróciła od wczoraj?!
- Nie, jak wyszli przed dwudziestą, to ich jeszcze nie ma, jak widzisz. A jest osiemnasta. I w ogóle myślałam, że sama tu będę do końca. A o nią to ja się nawet martwię powoli, druga się wpakowała w jakąś patologiczną relację.
- Nie dramatyzuj...
 Wypuściłam ze świstem powietrze i podniosłam się z podłogi. Uznałam, że ugryzę się w język za to gadulstwo, nie potrzebnie może tak wypaliłam z tą ludzką papugą. Ale z drugiej strony, jak nie ja, to Caroline by jej powiedziała, przecież miała się czym pochwalić. Odnosiłam wrażenie, że wpadłam na tor licytacji zaliczania ikon obecnej sceny muzycznej. Nawet nawiedzała mnie co jakiś czas myśl, że mogą mnie w to wciągnąć, jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi. Spojrzałam na Dee, która siedziała przy stole i jadła swoje krzywe kanapki, a po jej oczach można było wywnioskować, że jej mózg pracuje na najwyższych obrotach, że uważnie przetwarza nowe informacje. Dlaczego tak ją to trafiło, mówiła, że nie dba o takich ludzi.
- Kłamczucha... - zanuciłam i usiadłam na przeciwko niej. Spojrzała na mnie pytająco, więc kontynuowałam - Dee, nie przecz sama sobie, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. I nie mów mi nawet, że nie mam pojęcia, co mówię. Jestem przyszłą panią psycholog, pamiętaj.
- Mam zbyt wybujałą wyobraźnię i jeszcze nie nauczyłam się w pełni trzymać swoich nerwów na wodzy, to wszystko.
- Jak ty mi się tu dasz pomiatać sobą facetowi, to zwątpię na dobre, przysięgam.
- Ale ja się nikomu nie dam. To wina pogody. Nie zgrywa mi się w ogóle z tym, co czuję...albo właśnie się za dobrze zgrywa. Nie mam siły na takie dyskusje teraz.
- Zawsze możemy porozmawiać kiedy indziej.
- Dzięki. - Uśmiechnęła się, a mi ulżyło.
 Ale nie na długo. Dosłownie pół godziny później ktoś zapukał do drzwi, a mnie szlag trafił. Zamknęłam oczy, czułam na sobie pytające spojrzenie Madeline i szybko przerzucałam w głowie ludzi, którzy mogliby do mnie pukać w sobotę wieczorem.
- Może to Caroline...?
- Caroline ma klucze przecież, to nie ona - rzuciłam szybko i spanikowana podniosłam się ociężale z krzesła. Ale nagle zdenerwowanie opadło, pomyślałam o moim kurierze, który tak naprawdę był tylko bardzo dobrym znajomym od sklepu z masą cudnych, najróżniejszych rzeczy. A że ja nie miałam czasu tak tam jeździć, on mi dostarczał w wolnych chwilach różne nowości, które sobie oglądałam na spokojnie. Adrian był moim człowiekiem. - Boże, chwila!
 Rzuciłam się jak dzika do drzwi, a Dee została sama przy wysokim stole i wyglądała przy nim jak pięcioletnie dziewczynka, jeszcze te poszarpane kanapki na obitym talerzu przed nią. Nic jednak nie zmieniło faktu, iż po raz drugi z rzędu dostałam czymś bardzo mocno w głowę. To nie był mój osobisty kurier, to nie Caroline, pijana do tego stopnia, że nie byłaby wstanie trafić kluczem do zamka. Zanim cokolwiek powiedziałam, sparaliżowałam gościa wzrokiem, jakbym chciała dać mu do zrozumienia, że robi coś bardzo złego. 
- Kurwa, czy wy będziecie mi się wszyscy teraz tak kumulować na mieszkaniu...?! - pisnęłam zduszonym głosem, czując jak nogi się pode mną uginają.
- Czyli dobrze trafiłem.
- Za dobrze!
- Jest w takim ra...
- TAK, JEST.
- Lea, co się dzieje? - Tamta siedziała dalej w kuchni, jeszcze niczego nieświadoma, byłoby pięknie, gdyby tak zostało, ale po co, pewnie.
- Nic się nie dzieje, ja ju...
- O Boże. - Usłyszałam za sobą cichy jęk, a przed sobą zobaczyłam dwie iskry w ciemnych oczach, które zniknęły jeszcze zanim zdążyły się dobrze pojawić.
 I już wiedziałam, że jestem na straconej pozycji, dlatego odsunęłam się i wpuściłam mężczyznę do środka. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie, bacznie obserwując to, co działo się między kuchnią  a salonem.
- Czego chcesz? - spytała go, a ja miałam wrażenie, że się boi. Pierwszy raz przy mnie okazała strach, czekałam na to dwadzieścia trzy lata.
- Powiedziałem ci chyba jasno, że nie mam zamiaru takiej okazji marnować.
- Tak sobie po tygodniu ponad przypomniałeś? Żadna się nie dała złapać?
- Kurwa, ale nie bądź taka uprzedzona, nie masz podstaw.
- Kłóciłabym się...
- Nie miałem wcześniej okazji, jasne? - Słuchałam tego z tyłu i zastanawiałam się, co oni czują. On mówił jakby ukrywał przed nią wielki sekret, ona coraz bardziej przerażona - miękła. Walczyła ewidentnie sama z sobą, ale była, cholera, słaba. Może naprawdę nie miała na to siły.
- I co ja mam teraz zrobić?
- Wychodzisz. 
- Wychodzę?
- Ze mną.
- Dlaczego?
- Bo ładnie się z tobą rozmawia, a poza tym, jesteś mi coś winna.
- Ja?!
- Przenocowałem cię, choć nie musiałem tego robić.
- Za noc chyba się odwdzięczyłam...
- Śniadanie.
- Bezinteresowne!
- Zmieniłem zdanie. Poza tym, trzydzieste czwarte urodziny tylko raz się obchodzi.
- Dzisiaj?!
- Nie, przedwczoraj. Ale brakuje mi twoich życzeń jeszcze. - Cios poniżej pasa, pieprzony szantażysta.
- Ale...to... Pójdę, jak mi coś powiesz później. - Przegrała. Przerżnęła przez wielkie P. Powiedziała mu tak, a ten uśmiechnął się cwaniacko. - Daj mi chwilę...
- Tak myślałem. - Pomierzwił jej włosy, a ta otrzepała się momentalnie i powlokła się na piętro, zostawiając mnie z nim samą.
 A ten nie powiedział nic, popatrzył tylko na mnie, ja na niego i tak sobie pomyślałam, że jest strasznie wycofany jak na swój...zawód? Swoją postać?  A z drugiej strony wydał mi się być podobny do Wakeford, niestety. Nie podobał mi się tylko sposób, w jaki rozmawiali, nie wiedziałam już, na ile to jest grą, na ile prawdą. Nie wiedziałam, jaki był sens tego wszystkiego. Ani on, ani ona nie powiedzieli sobie niczego wprost, zaczynali coś, nie kończyli, ale doskonale wiedzieli o finale. Za to patrzyli na siebie cały czas, leciały z ciemnych oczu pioruny, dokładnie takie same jak dziesięć lat temu. Wtedy też stałam z boku i widziałam to iskrzenie, lecz niepozytywne. A teraz znów, ale już sama się pogubiłam, co to znaczy. Nie wiedziałam, czego chcieli. Wczoraj, kiedy Tyler wykradał mi Hadley, doskonale po nich widziałam oczekiwania. Nic nie kryli, jak dzicy, nawiedzeni. A po tych dwoje niczego nie dało się rozpracować. Bałam się o moje dziewczyny, co tu wiele mówić?
- Już - powiedziała i stanęła obok niego. Zmierzyłam ją wzrokiem: długa, czarna spódnica, czarna, obcisła bluzka z niskim dekoltem. Łódeczka. Bo przecież jej, kurwa, nie zależało! Wbijałam w nią błagające spojrzenia, by może jednak nie, ale ona tego nie dostrzegła. Za to on tak. On na mnie popatrzył i się spaliłam, zeszłam im z drogi.
- Odstawię ci ją żywą, spokojnie.
- Kiedy?
- Szczęśliwi czasu nie liczą - odparł i otworzył Dee drzwi. Ta tylko pomachała mi niepewnie, rzuciła zduszone ''cześć''. On kiwnął głową, popatrzył na mnie znacząco.
 I poszli. A ja nie wiedziałam, co się dzieje. Wydałam z siebie nic nie znaczący dźwięk, by po chwili rozsiąść się na fotelu i utopić się w wódce, wymieszanej z ,,Echoes'' Floyd'ów. To nie dla mnie takie zabawy. Jeśli Caroline nie wróci do północy, uznam ją za straconą.

* *** *
Po pierwsze: Another day in Paradise wróciło do życia, także starych/zainteresowanych - zapraszam. Co sobotę.
Po drugie: chciałabym z całego swego demarskiego serca podziękować dwóm paniom z blogosfery. Raz, że Faith, która jest tu ze mną już bardzo długo, ostatnio zdałam sobie sprawę, jak bardzo cenię sobie jej komentarze. Dwa, że Rocky, która machnęła mi trzyczęściowy esej pod szesnastym na Another day [...]. Chciałabym, by te damy wiedziały, jak bardzo je tu doceniam.
Po trzecie: będę zmieniać szablon, proszę się nie przestraszyć remontów.
I tyle ode mnie, do następnego + czekam na odzew!

20 komentarzy:

  1. Jak już mówiłam, wstęp do rozdziału wydał się taaaaki znajomy i prawdziwy xD
    Och Steven, po prostu jeszcze nie znalazłeś tej jedynej i nie chcę Ci podpowiadać (chociaż wiem, że ty taki bystry jak Joe nie jesteś), ale ta jedyna leży koło Ciebie i jest jej zimno. Tak to ona, w której odnalazłeś cząstkę matki. Może dzięki temu,Steven spojrzy na nią z zupełnej innej strony, no wiesz... nie z tej, z której zawsze widział kobiety, ze strony fizycznej.Halo, coś do tego móżdżku zaczyna chyba przemawiać.I co? Zatkało, że ktoś ma lepsze gadane od Ciebie? Ach ta nasza ludzka papuga... xDD
    Lea, kochana, powinnaś się cieszyć, że do Twojego domu schodzą członkowie Aerosmith! Ja osobiście bym skakała z radości i najchętniej nie wypuszczała!
    No i ponowne spotkanie Dee i Joe. Och, jak ona walczy, żeby pokazać, że jej nie zależy, ale nie oszukujmy się, jej miękną kolana na jego widok, ale co tu się dziwić. W ogóle z nich tajemnicza parka i pewnie znowu skończy się na jajecznicy XD
    I wiesz, że ja czekam na kolejny, bo już mi powiedziałaś o planach, więc moja ciepliwość idzie na próbę!
    Ja życzę weny, weny i jeszcze raz weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaach, tajemnicą nie od dziś jest, że Steven zaraził się spostrzegawczością od brata, nie oszukujmy się i nie oszukujmy się, że Steven...no przecież, że wyczuł w zdziczałej Caroline jakieś nietypowe, ale pozytywne wpływy! A Lea jest taką Leą i nic tego nie zmieni, ech.
      Tak, z kolei Dee nie za bardzo się udaje pokazać swojej stanowczości, ale...cóż, jajecznica swoje robi XD
      Dziękuję, wena już jest, ale jej wzrost jak najbardziej wskazany ♥

      Usuń
  2. Poświęciłam naukę geografii i było warto. Nawet nie wiesz ile radości mi sprawiają wiadomości o nowym rozdziale. Bardzo się cieszę, że dodajesz regularnie. Przydałby mi się taki kop w tyłek, który by mnie tego nauczył .
    Co do rozdziału, to coś tam czułam, że Tyler...no...Jednak moim zdaniem ta osóbka już go zaintrygowała. Bardzo mi się podobało to "przytul" Było takie proste, a jakie piękne? Czuję, że Tyler się zakocha. Może w końcu zrozumie kim tak na prawdę są kobiety i znajdzie sobie taką jedną jedyną która na prawdę go oczaruje? Mam nadzieję.
    Lea. Czemu odnoszę takie wrażenie, że jest ona tutaj taka dziwnie...sama? No bo niby Dee no i Caroline. Ale jednak coś jest nie tak. Bo raz ta znika, potem drugie. Ja osobiście czułabym się bardzo niekomfortowo, ale może po prostu ona ma takie usposobienie? Wyczuwam jednak, że masz swoje plany co do jej osoby.
    Joe i Dee. Ile razy mam powtarzać, że jej tak strasznie zazdroszczę? Mogę miliard. To i tak za mało.
    Szczęściara z niej. A z resztą. Czas pokaże.
    Już czekam na następny. Uwielbiam to opowiadanie. Przepraszam, że takie to jest chaotyczne, jednak oczy mi się tak kleją, że prawie nie widzę co piszę. Licealne zmęczenie. No nic.
    Pozdrawiam cieplutko kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty sobie chyba nie zdajesz sprawy, jaka dumna i chora radość mnie rozwala, kiedy piszesz mi, że fikcyjna wizja wygrywa z nauką, haha! Mówię poważnie, ale z drugiej strony...przecież są rzeczy ważne i ważniejsze, czy nie mam (skromnej) racji?
      A co do dziewcząt, Lea jest bez dwóch zdań z innej sfery, ale plan na wszystko jest, wiadomo.
      Dziękuję Ci bardzo, a teraz sio do jakże cudownej nauki ♥

      Usuń
  3. Byłabym wcześniej, ale kiedy skończyłam angielski to do pomieszczenia przybyła żona Georga Michaela i popsuła wszystko swoimi tekstami typu - ,,to też mój pokój i chcę w nim posiedzieć". W sumie racja, ale ja i tak jestem pewna, że zrobiła to specjalnie, ponieważ nic konkretnego nie robiła. Gapiła się w ścianę przed siebie i posyłała mi głupie uśmieszki, świadczące o tym, że uwielbia mnie denerwować. Cud Boski, a nie siostra.
    To może na początku (jeśli tamtego nie uznamy za początek), podziękuję Ci za podziękowania (?). Boże, Alicjo, Ty naprawdę mnie doceniasz? Dziękuję Ci bardzo, za takie miłe słowa, aż się uśmiechnęłam. Ale teraz już koniec zbędnego gadania, a pora na rozdział. Zacznę od... Początku. No wiesz, nie chcę się pogubić, czy coś...Steven i Caroline. Ja wiedziałam, że to tak się skończy, no, bo jak inaczej miałoby być? W końcu to sam Steven Tyler, co nie? On by nie był sobą gdyby nie poszedł z Caroline do łóżka, zresztą Hadley też sobą by nie była, gdyby z Tylerem do łóżka nie poszła... No cóż, zazdrości z mojej strony nie ma, bo pożyczyłam go. Na czas określony, ale pożyczyłam, moja hojność jest aż za duża. XD Steven nareszcie chce się w pewnym sensie ustatkować, ale czy jego wybranką będzie Caroline? A tak w ogóle, to nie mam żadnego uprzedzenia do Joe'ego, tylko tak jakoś... No... Nie wiem... Po prostu dziwnie by było, gdyby był z Madeline. Nie wiem czemu, ale byłoby, dla mnie.
    Właśnie! Teraz pogadamy o Joe i Dee. No dobra, teraz jak tak na to patrzę, to mogę stwierdzić, że mogliby być razem. Tylko czy Ty tego nie skomplikujesz? Jestem pewna, że coś z tym zrobisz, tak, że ja po tej ,,przemianie" będę na Ciebie zła, za to, że nie są razem. Choć... To bez różnicy, jak na razie. Pomału zaczynam się jakoś przekonywać do tego związku, ale jednocześnie coś mi mówi, ze nie będą. ;__; I teraz sama już nie wiem, czy Madeline będzie z Perry'm, czy nie.
    Tak! Hania ma racje! Ja również odczuwam wrażenie, że Leandra jest sama. No, bo niby ma Dee, Caroline i tą swoją laskę, ale jednocześnie ciągle jest sama. Tu se była Madeline, ale Joe Perry ją porywa. Siedziałam sobie z Caroline, ale Steven Tyler ją zabrał. Siedzę sama. Dziwnie, dziwnie, ale myślę, że coś tam się jej jeszcze przytrafi. Choć z jednej strony postrzegam ją jako taką odpowiedzialną. W pewnym sensie jest... Jako jedyna nie lata za członkami Aerosmith, za żadnymi zespołami, tylko siedzi, powie coś nie miłego, pogada i jest taką Leą, którą w sumie zaczynam lubić.
    A teraz już idę, bo trzeba zobaczyć czy mam coś z fizyki. ;__; I jeszcze raz się pytam - jak można nie lubić Georga Michaela? XD Co, deMars? No jak możesz uważać, że to ,,niebezpieczne"? XD
    Idę, idę, weny i jeszcze raz dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja nadal uważam, że on jest dla Ciebie niebezpieczny i tyle w temacie XD
      Ale wracając do rozdziału, wiesz, mnie samej jest/było ciężko odkleić Joe'ego od Billie, pewnie to stąd, że uwielbiam tę parę. Ale przecież ja tutaj piszę, jakkolwiek by na to nie spojrzeć, tylko o fikcyjnych bohaterach. Zmieniam ich tak, by pasowali do mojej koncepcji, więc nie ma co się zamartwiać. I cieszę się, że coś zaskoczyło i zaczynasz się przekonywać do wszystkich, bardzo się cieszę!
      Miłej fizyki i dziękuję ♥

      Usuń
  4. Witam :)
    No to mogę być już spokojna, bo dobrnęłam do końca i od razu jakoś lepiej się z tym czuję, że chociaż na tym blogu jestem na bieżąco. I powiem Ci, że od wczoraj chyba żyję tą historią, bo w końcu od wczoraj nie robię nic innego, jak tylko siedzę i czytam tego bloga. Tak, pożyteczne spożytkowanie nadmiaru czasu wolnego.

    No dobra, ale może przejdę do rozdziału.
    Na początku napiszę, że mam pewien problem. Albo nie potrafię się za bardzo wczuć, albo nie wiem. Chodzi mi o to, że w sumie Steven, a Joe za bardzo w narracji się nie różnią. Jakbym nie miała podpisane kto taki właśnie opowiada, to bym w sumie nie wiedziała, który z nich to jest. Jak dla mnie, to w sumie oni są tacy sami i niczym się nie różnią. Ja nie wiem, czy ja to źle odbieram, czy tak ma być, czy mam jakoś zaburzone postrzeganie postaci, ale przyznam się szczerze, że mi to trochę ciąży na serduszku. Bo dziewczyny.. no tu jest świetnie, bo każda ma wyraźnie zarysowany charakter i w sumie nie ma z tym większego problemu.
    A nie wiem z czego to wynika jeśli chodzi o panów. Może po prostu chodzi o to, że tak naprawdę, w gruncie rzeczy mają takie same problemy... hm...

    I tak sobie czytałam ten rozdział i tak sobie pomyślałam, że Lea to jednak ma naprawdę przejebane. Ją to wszystko w sumie nic nie obchodzi, ma to wszystko gdzieś, a można nawet czasami powiedzieć, że po prostu ją wkurza, a tu.. jak nie Steven, to Joe i jej dwie najlepsze przyjaciółki. W sumie, to też zastanawiam się, jak ona się w tym wszystkim głębiej odnajduje, bo tak szczerze, to nie było jakiś głębszych przemyśleń na ten temat. Chociaż może po postu ma bardziej na to wyjebane.. ale na jej miejscu, to bym chyba padła i nie chciała już wstać, bo ile można? I ciągle to samo. Mam wrażenie, że życie dziewczyn skupia się teraz głównie na jednym i tym samym, a jak cię te sprawy nie obchodzą, to już nie może być tak ciekawie. Jest mi trochę smutno, że w sumie tak mało jest Eriki.. jak już wspominałam, to podoba mi się fakt tego związku, ale w sumie jak na razie to jest pokazane tak jakby go nie było. Rozumiem, że to może nie jest aż tak znaczący wątek jeśli chodzi o sam ogół opowiadania, ale jednak może by się przydało zarysować jakoś to bardziej dogłębnie.

    No i chyba się wygadałam. Coś dziś marudna jestem, ale nie można całe życie słodzić, prawda? Weny, weny.. i czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy, to niw wiem sama, co z tą męską narracją. Pisząc to, skupiam się jeszcze na tym samym problemie, na tym, że panowie w gruncie rzeczy są bardzo podobni, choć zupełnie inaczej się zachowują, to myślą rzeczywiście tą samą, co może niektórym w pewien sposób zaburzyć porządek. Jeden i drugi żyje jak żyje, czuje jak czuje i stąd to pokrewieństwo, jeśli o myślach mowa.
      Q tak, to bardzo Ci dziękuję za te wszystkie komentarze, które z przyjemnością czytałam, haha - pozdrawiam <3

      Usuń
  5. Przeczytałam! I mam nadzieję, że z tą mieszanką uczuć, pozytywnego syfu w głowie uda mi się skleić tu coś sensownego, więc...
    To jest takie seksowne, takie zimne, takie ostre, takie łagodne, zaskakujące, a jednak oczywiste, urzekające, wciągające i cudowne. Jesteś dla mnie objawieniem droga deMars. Takim małym bożkiem, który tworzy cuda i każe mi je czytać. Ty mnie zmuszasz nie robiąc tego słowami. To znaczy słowami, ale nie bezpośrednio. Pisząc takie dzieła, wciągasz mnie w opowiadanie, a jak raz się wczytam, to już stąd nie wyjdę. To ciekawe uczucie. Jesteśmy od siebie tak daleko, a Ty mi robisz dobrze, ha! Przez internet, co ciekawsze, przez bloga! No pięknie! Czuję się taka wykorzystana i porzucona. Ale jak to już koniec? Nie napisałaś nic więcej? Pisz do cholery szybciej!!! Wiesz, o co mi chodzi, no nie? Chcę więcej i więcej. Czekam na nową dawkę! :D
    Kiedy zaczęłam czytać to było jak : "o cholera, ale talent", kiedy skończyłam "O CHOLERA, ALE MISTRZ!".
    Wszystkie te wydarzenia, taka jedna piękna całość. Dee i Joe, Steven i Carolinie i Lea i Jasper i wszyscy! To taka jedność. Oryginalna jedność.
    W końcu zobaczyłam coś dobrego w tym świecie bloggera. Coś innego! Nareszcie! Bogu dzięki!
    Piszesz o Aerosmith, można by rzec, aha. No Aerosmith, super. I jakieś laski. No czad. Ale tutaj jest prawdziwa ekscytacja! Bohaterowie są oryginalni, nie są kopią siebie! Mają cięte języki, zajebiste spostrzeżenia, charaktery! Cała ta wybuchowa mieszanka musi być czymś zajebistym! Nic dziwnego, że potem jestem świadkiem powstawania takiego dzieła! Akcje są szybkie, niespodziewane, boskie! Czego chcieć więcej? Osobiście nie mam żadnych uwag. Jesteś perfekcyjna stylistycznie, ortograficznie, wszytskolicznie! Tylerujesz mnie, wciągasz w Joe, zatracasz jeszcze bardziej w Aerosmith. A dodatkowo piszesz tak realistycznie! Jakbyś rzeczywiście ich znała. Tak jak ich piszesz, tak ja ich widzę w swojej głowie. Porwałaś mnie dziewczyno, oj porwałaś! A co najciekawsze, ja nie chcę wracać! Przetrzymuj mnie u siebie jak najdłużej, bo CIĘ KOCHAM, ha!

    Love,
    Chelle

    PS Czekam na nowy ze zniecierpliwieniem, ale to wiesz ;)
    PS2 Nie mogłam się oprzeć. Jesteś moją największą inspiracją, Dream On jest dla Ciebie, chociaż tak mogę się za wszystko odwdzięczyć i wyrazić swój szacunek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekałam dwa miesiące do czasu, w którym będziesz na bieżąco, ten dzień w końcu nadszedł, haha! Dziękuję Ci, Kochana moja, bardzo, bardzo, bardzo, w zasadzie jestem...czuję się świetnie, tu nie ma co dużo mówić. Właśnie takie podsumowanie tego, co tutaj tworzę było mi najbardziej potrzebne, ja wyczytałam u Ciebie w komentarzu...dokładnie to, co chciałam. Czuję, że mi się udało - uwielbiam Cię za to.
      Tak jak za to - ,,Jesteśmy od siebie tak daleko, a Ty mi robisz dobrze, ha!''. Ty mnie też, ale to już wiemy XD
      Och, i drugie PS. Wymowna cisza, to już ustaliłyśmy. DZIĘKUJĘ, KOCHANA, AAA! ♥♥♥

      Usuń
  6. Na twój komentarz odpowiem u siebie, gdy najdzie mnie wena, żeby napisać coś więcej niż to, co przychodzi mi do głowy w tym momencie.
    ...
    Cały ten początek jest taki przykry... jak ty umiesz łapać za serce...
    Tak się złożyło, że akurat słucham ''Angel'', więc tym bardziej stworzyłam sobie piękny, smutny klimat.
    Biedny Steven.
    A co do Caroline... jak ja jej zazdroszczę, jak chyba każda dziewczyna, bo która by nie chciała przespać się z Tylerem?
    ''(…) a Dee została sama przy wysokim stole i wyglądała przy nim jak pięcioletnie dziewczynka.'' - po prostu kocham twoje porównania!
    Dee i Joe są razem tacy uroczy, oboje zachowują się jak dzieci... co wynika pewnie z tego, że Dee ma dopiero dwadzieścia kilka lat (23? Dobrze zapamiętałam?), a gwiazdy rocka, cóż... w głębi duszy trzeba być trochę dzieckiem, żeby stać się prawdziwym rockmanem. W każdym razie, Dee i Joe to moja ulubiona para w tym opowiadaniu, jeśli mogę ich nazwać parą. Bo w sumie oni nie są parą w ścisłym tego słowa znaczeniu, to jest bardziej jak otwarty związek (tak to się nazywa?).
    Ty też słyszysz w ''Echoes'' motyw z ''Upiora w operze''?

    Czekam, aż napiszesz dalej, dodawaj następny jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholera, tak doszłam do wniosku, że Angel rzeczywiście nakłada się na to, co mówi Steven. On tutaj potrzebuje takiego anioła, aczkolwiek jeszcze chwilę czasu mu zajmie na odpowiednie połączenie wątków, mhm.
      Dee ma niespełna dwadzieścia cztery lat, tak dokładnie. Cieszę się, że jesteś ZA tą parą, haha, teoretycznie to jest otwarty związek, nie padły jeszcze żadne słowa klucze, które mogłyby coś konkretnego zasugerować.
      A motywów nie słyszę, bo nie miałam jeszcze takiej styczności z Upiorem.
      Dzięki, moja droga ♥

      Usuń
  7. Jestem wreszcie.
    Mówię Ci, ja bym z wielką chęcią skomentowała to wcześniej, ale niestety, czas nie pozwolił.
    Jestem tak koszmarnie zmęczona chodzeniem po grobach, wczorajszym koncertem i na dodatek... Byłam w czwartek w Oświęcimiu, nie wiem czy byłaś, ale... Ja do tego momentu jestem w szoku, cały czas mnie nawiedzając myśli i obrazy z obozu Auschwitz Birkenau. To dziwnie wpływa na mój nastrój, chodzę w jakiejś dziwnej melancholii, przerwanej tylko wczorajszym koncertem. Nie wiem, czemu Ci to mówię, ale... Komuś trzeba.
    Ah, jak już gadam tak nie na temat rozdziału, to podziękuję jeszcze, za ten końcowy dopisek. Na sercu mi się zrobiło tak miło, że sobie nie wyobrażasz, Alicjo. I wiedz, że naprawdę poczułam się doceniona :)
    A teraz rozdział, bo jakby nie patrzeć, kolejna rewolucja!
    Steven, to wszystko do niego pasuje, wiesz? To takie... Życie z dnia na dzień, właśnie. Że panienki same się pchają i trzeba korzystać, a co! Kto zabroni? Żal mi go trochę, że popadł w taki dziwny stan chyba przez to. Że niby non stop ma tą rozrywkę, to 'sex, drugs and rock n' roll', ale z drugiej strony... nie ma nic. Nie ma za bardzo komu się wypłakać w ramię, no nie policzę tu Joe. Była ta Cyrinda no, była. I wiesz, bardzo mnie urzekło, w jaki sposób on o niej myśli. To było takie... Nie wiem czemu, ale pd razu wiedziałam, że oni się naprawdę kochali, to już przeminęło, ale ta ich miłość była. Wspomnienie jej w jego oczach mnie urzekło, naprawdę.
    I teraz, uwaga, uwaga... Caroline? Caroline... U Tylera? Em... Caroline u Tylera... W łóżku? Caroline u Tylera w łóżku, tak mi wyszło, haha. Szok? Szok. Cholera! Znaczy to było w pewnym sensie do przewidzenia, ale i tak jestem zaskoczona, jeju! Kocica, no nie zaprzeczę. Jestem ciekawa, jak właściwie do tego doszło, choć nie wiem czy kiedykolwiek będzie mi dane się dowiedzieć. Za to ich rozmowa w knajpce... Okej, zmieniłam zdanie, tak jak chyba mówiłaś. Lubię Caroline. Nigdy nie będzie w moich oczach tak zajebista jak Dee, czy nawet Lea, ale swoim ciętym języczkiem udowodniła mi co nieco i... Tak, lubię ją. A raczej: polubiłam ją. Tak brzmi to lepiej. No i wracając do tej rozmowy- jak to czytałam, to się pod nosem uśmiechałam, tak lekko, serio. To była taka zadziorna, trochę niegrzeczna, trochę napięta, trochę luźna wymiana zdań. Świetne, o tak powiem w jednym słowie.
    Lea, Lea, ta to taka z kolei spokojna, ale jednak ją nosi, cholera! Ona już tak chyba ma, że nie może za długo sama siedzieć, tak myślę. Dobrze, że Dee wparowała. No właśnie przyszła i nie wiadomo, czy dobrze czy źle, haha! Ja bym zwiała, jakbym miała jej mówić o Caroline i Tylerze, serio. To by było tak dziwnie niezręczne... Ale Lea, jak to Lea, podołała zadaniu, podołała... i zajebiście. Zapanował spokój, ale uwaga: na pół godziny. Jak ktoś zapukał do drzwi, to ja cholera wiedziałam już, co się święci, wiedziałam! I ten dialog, ta wymiana zdań pomiędzy Perry'm a Madeline, to jest mistrzostwo. To jest jeszcze bardziej, no... Zajebiste, niż ta rozmowa Caroline i Steven'a.
    I się stało, Dee, odwalona, wypindrzona, wychodzi z cholernym Joe Perry'm. A Leandrze zostali tylko Floydzi i odliczenie czasu do północy.
    Droga deMars, cudo, cholera, cudo.
    Czarujesz tym co piszesz, boże.
    Aha! Pięknie tu, na tym blogu, wygląd ma niesamowity klimat, tak jak całe opowiadanie!
    Pozdrawiam ciepło ♥

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, chciałam coś takiego przeczytać, Rocky. Czuję się spełniona, przez swój komentarz u Ciebie, jestem spokojna, że przypadł Ci on do gustu, że...
      I że rozdział czaruje, haha. Z tego jestem bardziej zadowolona jak z poprzedniego, szczerze mówiąc.
      Wypadałoby mi jeszcze za szablon podziękować, aczkolwiek znów go zmieniłam, haha - pozdrawiam ♥

      Usuń
  8. Więc oto powracam jako, znów, Angie! Tak na wstępie, muszę Ci powiedzieć, że pięknie tutaj. Tylko muszę przeczytać jeszcze raz, żeby jakoś skomentować. Od czego by tu zacząć? Ta perspektywa Stevena (mój słownik w telefonie napisał zamiast "Stevena" - "Stefana" xD) jest taka... Czytając to, czułam jakby to był fragment jego myśli, umysłu, czy czegoś tam. Taak, dzisiaj wyjątkowo źle myślę. XD Więc "Stefan" w końcu zrozumiał, w czym sedno! Że potrzebuje kobiety! Znaczy zrozumiał to już podczas rozmowy z Joe, ale to nic, był pijany i... Nie, ten komentarz w ogóle nie ma sensu. xD Ale próbuję go napisać od dwóch dni, więc w końcu muszę to zrobić. Ale wracając, co my się w życiu nie działo, jak by to nas nie interesowało, w końcu staje się to melancholijne, daje jakieś chwilowe, pozorne szczęścia. Tak, jak w przypadku tych wszystkich fanek, życie przez dłuższy okres czasu w towarzystwie jedynie takich kobiet, staje się... No... Uciążliwe. W końcu uświadamia sobie, że to daje tylko pozorną, krótkotrwałą radość, że prawdziwe szczęście może daj tylko osoba, w tym przypadku kobieta, którą naprawdę kochamy, która jest dla nas naprawdę bliska.
    Lea jest genialna! Otwiera drzwi: Tyler; znów robi to samo, a tam kto? Perry! xD
    A, właśnie, Joe! Ja wiedziałam, że on przyjdzie, wiedziałam! Jestem z niego naprawdę dumna!
    Napisałabym coś jeszcze, ale muszę już pędzić do wanny. xD Weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholera, jak ja się bardzo cieszę, że jednak jesteś. A jak ja się cieszę, widząc Claudię na Twoim avatarze, moja śliczna!
      I tak, Stefan rzeczywiście się poddał i zdał sobie realnie sprawę z tego, co się dzieje, że trzydzieści sześć lat, że związków brak...a brak, szeroko rozumiane. A z Perry'ego ja też jestem dumna.
      Dziękuję za komentarz, za pochwałę szablonu! ♥

      Usuń
    2. Chyba powracam też do pisania. Na moim starym blogu pojawiła się informacja, w której znajduje się link do nowego bloga. :) http://welcome-to-my-fucking-paradise.blogspot.com/2014/11/uwaga-uwaga-uwaga-uwaga-uwaga-uwaga.html

      Usuń
  9. heeeeeej! przepraszam, że dopiero teraz, ale mam tak zawalony tydzień, że płakać mi się chce :c

    no i nie wiem co mam napisać. bo nie jest napisane bezpośrednio, że Steven i Caroline spali ze sobą, ale skoro chciała żeby ją przytulił, leżeli w jednym łóżku... i przecież w barze myślał tylko o jej języku i zerkał na prześwitującą bluzkę, a potem pojechali do Stevena... :)))) to chyba jest odpowiedź. TAK, JEDNAK COŚ ZASZŁO MIĘDZY NIMI.
    no i szczerze mówiąc jeszcze dziwniejsza sprawa. nie jest też bezpośrednio napisane kto zabrał Dee, ale to musiał być przecież Joe. w końcu po tej nocy ona uciekła, a jemu... tak jakby zależało. I BYŁO WSPOMNIANE ŚNIADANKO! ale po co ją porwał? oczekuje tylko tych życzeń, że napije się z nim, że znowu spędzą noc? może chce pogadać? nie wiem, teraz już niczego nie wiem. namieszałaś mi! chciałabym przeczytać co tam u Jaspera...

    no i widzę, że coś nowego na tacy-pozostaniecie! muszę tam w końcu zagościć, ale to już w weekend.

    także, czekam na nowy i dużo weny! <3 podobał Ci się mój komentarz na fb? :))))) <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaaaa, zapomniałam jeszcze dodać! piękny nowy nagłówek!

      Usuń
    2. Ooo, jak tak czekam na Ciebie zawsze, Parry! I tak lecąc na szybko: Steven i Caroline istotnie ze sobą spali, Joe uprowadził jawnie Dee, nie wiem po co...a Jasper będzie niedługo, bardzo ckliwą historię mam w swoich zamierzeniach.
      A Twój komentarz na fejsie to mnie z krzesła zwalił :')
      Dziękuję bardzo zarówno za pochwałę treści, jak i szablonu ♥

      Usuń

Wystarczy Twój jeden komentarz, by gdzieś na świecie uśmiechnęła się deMars. Śmiało :')