Skakać z roku na rok będziemy jeszcze przez dwa rozdziały, w piątym wejdziemy w rok '84 i sądzę, że na nim już przyhamujemy.
***
Leandra
czerwiec, 1978r.
Kiedy w siedemdziesiątym czwartym Dee przyleciała do Bostonu, wystawiając przedstawienie, w które zaangażowała zarówno niczego nieświadomych chłopaczków z Aerosmith, jak i mnie, myślałam, że nie ma dla nas przyszłości. Pomyliłam się wtedy, była przyszłość, wszystko się unormowało. Madeline była tamtego czasu niezwykle wycwaniona i kiedy miałam to trzynaście lat - nie dawałam sobie z tym rady. Ale stało się coś, czego nie przewidziałam. Udzieliło mi się. ,,Lonesome Crow''*, płyta, którą dostałam od niej na urodziny, przestawiła mi tok myślenia i odurzyła mój mózg do końca życia. Słuchając po nocach tych przedziwnych kawałków, bałam się, że mam schizofrenię. Docierały do mnie niezidentyfikowane dźwięki, głosy, wycie, hałasy...nie wiedziałam czasem, skąd to. A to była po prostu muzyka Scorpionsów. Zespołu, który zaczął mnie ogarniać i oddalać od wielkiej miłości, Beatlesów. Zepchnęli ich na drugi plan. Do siedemdziesiątego ósmego miałam już sześć ich albumów, w czym jeden koncertowy, a miłość do nich uświadomiłam sobie podczas słuchania ,,Virgin Killer''. To było chwilę moją aspiracją, ja chciałam zabijać dziewice. Poważnie.
W czerwcu siedemdziesiąt sześć zjawiłam się z ojcem w Cambridge i zabawiliśmy tam dwa tygodnie. Włóczyłam się z Dee i Caroline po mieście, po parkach, ulicach, naszym osiedlu. Moje rodowite Angielki wręcz promieniowały wpływami muzyki, chyba tylko ona nakręcała je do życia, co mnie trochę przerażało i przerastało. W wyglądzie i stylu bycia Madeline było czuć wyraźnie artyzm Marianne Faithfull i wyzwolenie z męskością Patti Smith, interpretacja dowolna. Caroline natomiast poszła w coś, co kojarzyło mi się z tą damska nominacją Debbie Harry. A ja? A ja wzdychałam po cichu do Joni Mitchell i nie mówię tutaj tylko o jej głosie...no właśnie... Ale poza tymi babkami - one wzdychały nadal do Stonesów jedna, do Bowie'go druga, a wspólnie do tych sierot z Aerosmith. Chociaż Dee wciąż narzekała na ,,Rocks'', która jej zdaniem nie była płytą godną większego zainteresowania, przez co często wybuchały zabawne konflikty. A ja nadal nie wiedziałam, czym tu się jarać...
Hej, ale ja dążę do Jaspera. Kiedy w siedemdziesiątym czwartym dostałam od niego pierwszy list, byłam co najmniej zaskoczona. Ale temat już mnie wkurwił, on był bardziej ciekawski od tych starych bab. A jednak wdałam się z nim w takie pisanie. Doprowadzał mnie do szału, pytał o rzeczy, o które pod żadnym pozorem nie powinien pytać, a ja odpowiadałam po swojemu, by się wyżyć.
27 czerwca 1978r.
Axon...
Posłuchaj mnie uważnie, przeginasz już maksymalnie. Dokładnie cztery lata temu napisałeś do mnie pierwszy list (może i pierwszy w Twoim życiu) i już on zdążył mnie wyprowadzić z równowagi. I teraz odpisuję na Twój...wiesz który? Nie wiesz. Mam wszystkie Twoje listy w kolejności chronologicznej poukładane i ponumerowane na kopertach. Odpowiadam na Twój pięćdziesiąty piąty list, niesamowite. Ale dobra, Jasper...kurwa, tak nie będzie.Po pierwsze: na jakiej podstawie śmiesz mi wypisywać, że ''Ameryka mnie zepsuła''? Że ''jestem jak typowa Amerykanka''? I, co najgorsze, że ''uważam, że Anglicy są gorsi''?! Axon, co jest z Tobą źle? Dlaczego Ty tak twierdzisz? Na jakiej podstawie? Rozmawiałeś ze mną przez dwa tygodnie po latach milczenia! Nikt nie będzie mi wmawiał takich pierdół. Za nic, zwłaszcza taki tani margines społeczny jak Ty.
Po drugie: czy nie zapędzasz się czasem? Nie uważasz, że pytanie mnie poprzez listy, czy...czy Dee z kimś spała jest CO NAJMNIEJ NIETAKTOWNE?! Nie. Nie spała. O ja pierdzielę, skąd Tobie takie myśli... Nie uważasz,poza tym, że zatrzymała się wizualnie na etapie czternastu lat? Że wygląda tak samo jak wtedy, tylko...że teraz ma to zupełnie naturalnie? Chyba, że ją podejrzewasz o seks w wieku tych czternastu. Cóż, też nie. Aż takiej patologii nie było.
Po trzecie: dajże se siana z molestowaniem mnie pisemnie tym kabaretem muzycznym. NIE. Dobra, przyznaję, że kilka kawałków mają przyzwoitych, ale nie dręcz mnie nimi, nie przeciągnięcie mnie na swoją stronę. Mam swoje słabości.
Po czwarte: nie powiem Ci, dlaczego nie jestem już z Suzanne. Gówno Cię to powinno obchodzić, nie będzie kolejnej plotki, wystarczy, że się dowiedziałeś, że w ogóle z taką byłam. Boli Cię męska duma, co?
Po piąte: ostanie...co miałeś na myśli, kiedy wspomniałeś poprzednio o... Że Caroline coraz poważniej myśli o przeprowadzce przez wielkie ,,P''? Dokąd? Dlaczego? Co chce robić?
Czekam na odwet, Axon, całuję (ech...),
Lea.
Jedna spontaniczna decyzja Caroline miała wywrócić całe może życie do góry nogami, cholera jasna!Jasper
sierpień, 1978r.
- Chcę być.
Dee, czwórka znajomych i ja pojechaliśmy tego wyjątkowo ciepłego dnia w miejsce, które robiło u nas za góry. W zasadzie to były wielkie, porośnięte takimi fioletowymi krzakami pagórki, ale ''jadę w góry'' brzmiało lepiej, więc tego się trzymajmy. Początkowo miałem tam jechać tylko ja, Stephen, Nicolas, Greg i Annie, ale wyszło, że niesforna Madeline nie ma co z sobą zrobić w sierpniową sobotę, więc załapała się na wycieczkę, co mnie jakoś tam pocieszyło, ponieważ ją lubiłem najbardziej z tego towarzystwa. I przy okazji mogłem ją podbudować, bo ostatnio było z nią naprawdę marnie. Chociaż, czego się mogłem spodziewać po takim ciosie, jaki dostała? Gorzej, że wiedziała o nim, ale nie dało się tego uniknąć.
Siedziałem na jednym z licznej grupki kamieni na ''szczycie'' jednego z naszych malowniczych wzniesień, trzymając w ręku butelkę piwa i patrząc się przed siebie na Grega z Annie. Spuściłem głowę, po czym splunąłem na trawę. Dzień mijał wyjątkowo wolno, czwórka z nas się tylko integrowała, podczas gdy ja nie robiłem zupełnie nic. Razem z Dee. Ona ostatnio nawet nie ruszała się z domu.
- Ciężko ci jest, co?
- Jasper, a jak myślisz? - mruknęła znużona.
- Wiem. Tylko mnie zastanawia, dlaczego ty tak przeżywasz to wszystko, skoro byłaś chyba pierwszą, która wiedziała, że do tego dojdzie. Nawet jej tego życzyłaś.
- Po prostu...ona tutaj nie ma co robić. A skoro tam się dla niej znalazła taka propozycja roboty, jeszcze po znajomości...to dlaczego miałaby nie korzystać...? Zmarnowałaby się, pozostając w Cambridge. Anglii...
- Pierdzielisz, gdyby nie to, że młody Firby się w niej dalej nieszczęśliwie kocha, to jego matka by jej nie załatwiła tej pracy.
- Nie. Ona ją lubi i bez jego nieodwzajemnionego uczucia. Caroline zawsze była lubiana przez Firby'ch i dobrze o tym wiesz.
- Nieistotne, co ona ma w ogóle robić? - spytałem i odłożyłem pustą butelką na trawę, a sam przesunąłem się bardziej w lewo, robiąc miejsce zrezygnowanej brunetce.
- Mary ma tam tę wielką księgarnię plus sztuka i jeszcze antykwariat, co ciekawe. Potrzebują do niej ludzi, a ta nie ma zaufania do młodych-obcych. Więc bierze Caroline. Przecież ona zajmowała się im domem nie raz, nie dwa, kiedy wyjeżdżali. Chodziła z tym schorowanym psem na spacery. I dorabiała na tym. Dlatego Firby uznała, że ona będzie dobra na tę posadę. Tam. W Nowym Jorku. I...Caroline podłapała okazję. Sama jej doradziłam, żeby tak zrobiła. No i... I tak właśnie ona mi ucieka do nowego świata... Będzie żyć. Będzie mieć zajebistą robotę, miasto nie najgorsze. Jedzie.
I cisza. Mówiła z takim dziwnym przejęciem. Nie była zazdrosna, była podekscytowana i dobita równocześnie. Miałem wrażenie, że wiem, skąd się to bierze, ale jeszcze nie chciałem wyciągać pochopnych wniosków. Podszedłem do sprawy dobrą metodą: nie cofałem się, tylko do przodu.
- A gdzie będzie mieszkać? Wynajęte ma coś? Ma kochanka nowojorskiego?
- Aż ty zabawny jak zawsze...nie. Mary ma tam spore mieszkanie, dwupiętrowe. Na dole ma wynająć jej jeden pokój. To znaczy nie wynająć, ale...ona tam będzie mieszkać. Jest przecież jak bratanica dla niej. Dosłownie. Da sobie radę... Poza tym, ma dwadzieścia jeden lat...już.
- Wiesz, to powiem ci, że życie jej się ładnie zapowiada. Ciekaw tylko jestem, czy na miejscu też tak cudownie się okaże, ale tego jej życzę. Może jej chociaż wyjdzie. - Uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem przed siebie. - I znowu cię zostawiają, Wakeford.
- Znowu... Teraz to już zupełnie mnie zostawiają. Wszyscy mi za ocean uciekają. A ja tutaj. Z tobą. Siedzę... Nawet moi rodzice chcą do Stanów.
- Pieprzysz.
- Nie. Poważnie mówię. Chcą tam lecieć, nagle wszyscy chcą, Lea rzuciła tego zarodek, Caroline podłapała i wszyscy stąd wyjeżdżają.
- Co twoi starzy chcą robić w Ameryce?
- Dokładnie to samo co tutaj. I w zasadzie to jest pewne już, że jadą.
- Czekaj, już? Szybcy są.
- Pół roku rozważają, od dwóch miesięcy pewne.
- Co ty nic nie mówiłaś?
- Nie było mi po co robić szumu.
- Zabierasz się z nimi w takim razie, co?
- A skąd. Nie ma opcji. Nie chcę. Zostanę tutaj, w domu. Póki mam pracę jest okej. Daję radę. Jak sama sobie nazbieram i uznam, że tego chcę, polecę. Tam czy gdzie indziej - powiedziała cicho i popatrzyła na mnie z błyskiem w oku. Nie sądziłem, że jeszcze w sobie to ma. Ten błysk to było marzenie, od paru lat Dee żyła specyficznym trybem. Nie marzyła, dla niej każdy dzień był pierwszy. Codziennie poznawała od nowa i na nowo to samo. A wtedy wskoczyła na nowy etap. Nie miała już wszystkiego.
- Zmieniłaś się, Madeline - odparłem i spojrzałem na swoje blade, chude ręce. Kości. - Myślałem, że zatrzymałaś swój rozwój już parę lat temu. Za szybko przerobiłaś pewien materiał i się zatrzymałaś. A ostatnio coś się znów odblokowało. To jest chyba stąd, że twoja siostrzyczka wyjeżdża. Wylatuje. Już nie będzie z kim zarywać z nudów do chłopaków. Nie będzie z kim takich parapetówek robić. Z kim słuchać muzyki. Będziesz kończyła szkołę i...co? Nadal pracowała u White'ów, sprzedając różne kolorowe pierdoły na półki w salonach i swoje obrazki?
- Może. Nie wiem. Skończę szkołę, jak się wyrobię z uczeniem. Posiedzę tu chwilę. Może się ustatkuję. Może wyjdę za mąż. Może do końca życia będę sprzedawać te twoje kolorowe pierdoły. Może do końca życia będę z tobą rozmawiała o takich sprawach. Nie wiem, Jasper. Chcę po prostu...być. Może będę więcej malować. Rysować. Nucić. Sama. Moja przyszłość to jest czarna dziura, Axon. Zupełnie jak twoja. Nie grasz już?
- Gram, gram, ale czekaj... Zaskakujesz mnie. ,,Skończę szkołę, jak wyrobię się z nauką'', zajebiste podejście. Ale...tak szczerze. Naprawdę nie masz żadnych planów z Caroline? Na pewno coś macie. Musicie, kto jak kto, ale wy tak. A Lea? Przecież ona w Nowym Jorku jest. Rodzice... Aż tak zależy ci na niezależności? - Zapaliłem papierosa i zaciągnąłem się nim. Słońce zaczynało powoli zachodzić, Staphen z resztą poszli w dół. Poczekają.
- Młody, ja mam z nimi swoje układy. I tyle ci wystarczy. Jest to związane z tym i z tym, ale to są moje i ich sprawy, tak? I nawet nie pisz, by ci Lea cokolwiek podpowiedziała, bo nie ma opcji.
- Skąd ty, kurwa, wiesz, że ja z Leą piszę?
- Jasper! Lea jest moją przyjaciółką od blisko osiemnastu lat! Ty naprawdę myślisz, że mi nie wysłała listu z zażaleniami dotyczącymi twojej osoby?
- Co ci tam... - Wytrąciło mnie to z równowagi, dlaczego ja nie pomyślałem, że przyjaźń lasek różni się od facetów?! Na pewno jej o wszystkim powypisywała, na pewno. Nie było innej możliwości. Byłem kretynem.
- Sądzę, że wszystko. - Wiedziałem! - I nie musisz się nigdy więcej już martwić o moje dziewictwo, kochany. Jestem czysta jak łza, choć może nie wyglądam na taką od dobrych paru lat, rozumiem. Ale wierz na słowo mi oraz swojej korespondencyjnej bratniej duszy. - Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na moje ręce. Jej kolej. - Axon, muszę cię o coś spytać.
- Dajesz.
- Dlaczego ty to robisz?
- Dee, ja... - I poddałem się. Nie było sensu jej kłamać, i tak by nie uwierzyła. Jako jedyna ze wszystkich wiedziała, jak mają się moje sprawy osobiste, czyli narkotyki. I mnie nie wydała, nawet pomagała, ale nie miała do mnie sił. Ja sam ich nie miałem, ale bardzo doceniałem to, co dla mnie robiła, chociaż w zasadzie nie wiedziałem, dlaczego to robi. Może naprawdę zostałem jej tylko ja, jak wspomniała kilka razy. A na pewno tutaj, w Anglii. - Bo ja nie chcę przestać. Ja nie mam po co przestawać. Nie uczyłem się, nie robiłem nic. Nic, poza graniem na tym pierdolonym basie. Jako dzieciak wierzyłem, że coś z tego będzie. A skąd. Z moimi nerwicami, wiecznym zmęczeniem i tym wszystkim...dla mnie nie było szans. To nie moja bajka, Dee. Biorę to i owo, bo nie mam absolutnie nic do stracenia. Kurwa, nic nie mam, bo wszystko spierdzieliłem już lata temu. Imponowali mi tacy kiedyś, a teraz mi wstyd za to wszystko. Hadley zawsze mówiła na mnie, że jestem jak śmierć. I teraz wiem, że ma rację i zawsze miała. Leandrę doprowadzam do szału i dobrze o tym wiem, ona mną gardzi. I tylko ty ze mną tak siedzisz.
- Zabijesz się.
- Ja już jestem martwy. - Machnąłem ręką i wcisnąłem peta do butelki po piwie. Powiedziała dwa mocne słowa, zabolały mnie trochę, chociaż ja sobie zdawałem z tego sprawę. - Ja nie dociągnę bardzo daleko, ale mogę przyznać, że nie żałuję w sumie tego życia. Miałem...mam wokół siebie jednak dobrych ludzi. Zjebałem sobie przyszłość, fakt. Ale niech chociaż pocieszę się chwilami. Dobrymi, które mam na przykład teraz. Tak z tobą. Inne wciągam albo wstrzykuję, jak mam. Tak to jest, Wakeford.
Patrzyliśmy na siebie chwilę w milczeniu. Patrzyła w moje martwe oczy, osadzone głęboko w martwej twarzy. Przysłonięte przez suche, jasne włosy. Słoma. Nie bała się patrzeć ludziom w oczy, nie spuszczała wzroku. A ja nie potrafiłem tak. Widziałem tylko jej przerażająco aż wydatne kości policzkowe, podkreślone jakimś kobiecym kosmetykiem, którego się tam używa. W końcu się odezwała. I dzięki za to.
- Axon, po tych wszystkich latach ja jednak stwierdzam, że ty nie jesteś zły i popsuty. Jesteś pogubiony. I nikt ci nie pomógł, kiedy to miałoby sens. Matka z ojcem zawsze jakby z innego wymiaru, a brat się pogubił przed tobą i cię w to wciągnął. A my z dziewczynami się śmiałyśmy z tego.
- A ja i tak za wami latałem.
- Tak jest. I teraz Lea jest w Nowym Jorku i czeka na swoje studia. Pani psycholog. Caroline leci za tydzień, też tam. Najważniejsza, zaraz po Mary, w takim kulturalnym gmachu, ja...
- Ty też niedługo stąd wybędziesz i znajdziesz sobie dobrą fuchę. A ja zostanę. Jak Bóg da.
Nie wiem, co takiego stało się, kiedy to powiedziałem, ale jej oczy się zaszkliły, a ja po raz pierwszy byłem świadkiem zjawiska... Że ona, kurwa, okazywała emocje. Poleciała jedna. Łza. Łza Madeline. Z mojego powodu?
- Jasper, to jest niesamowite, że ty nigdy nie straciłeś wiary. To jest niesamowite, że ty mimo tego całego syfu, wszystkiego... Ja...
- Wiem. To znaczy... Nie. Nikt u mnie nie wierzy...ł. Ja jakoś tak... Nie wiem sam, dlaczego. Wierzę i już. Nie umiem inaczej. Ty rozumiesz.
- Ja rozumiem, ale jest to dla mnie niepojęte. Ja pierdzielę... - Przyłożyła sobie rękę do czoła i zaczęła się śmiać.
A potem mnie przytuliła, chociaż do tej pory nie wiem, czy mój chory mózg nie dopowiedział sobie tego elementu. Zdiagnozowano mi jakieś defekty z psychiką, więc to niby było możliwe. Ale jednak stało się naprawdę.
- Dobra, pierwszy raz w życiu nie wiem...co mówić! - Śmiałem się. Niesamowite. Szczerze się śmiałem. Coś było na rzeczy, szedłem o zakład, że tak. Ale ktoś musiał jednak zejść na ziemię. - Wakeford, teraz mnie posłuchaj.
- Słucham! - krzyknęła z entuzjazmem. Puściliśmy i wstaliśmy z kamienia, stojąc już na przeciwko siebie.
- Wiesz, że twoje miejsce też nie jest za ladą jakiegoś jebanego sklepiku?!
- Wiem!
- Wiesz, że na ciebie ktoś czeka i będzie zaraz czekał za wodami?!
- Wiem!
- Wiesz, że twoje miejsce nie jest tutaj?!
- Wiem!
- Wiesz, że jesteś osobą, która zasługuje na życie?! ŻYCIE?!
- Wiem!
- Wiesz, że nasza ekipa gnije przy aucie i czeka na nas dobre półtorej godziny?!
- Wiem!
- Wiesz, że po ostatnim pytaniu, które zaraz ci zadam, lecimy do nich najszybciej jak się da i ja będę pierwszy?!
- Wiem, że czekają, ale ja będę pierwsza!
- Wakeford, wiesz, że ja kurwa jestem w tobie zakochany?! - I rzuciłem się biegiem dróżką, wiodącą w dół i zostawiłem ją samą. Nie wiedziała tego. Ale co mi szkodziło jej powiedzieć? Raz się żyje, a ja... A, kto wie, zresztą.
Już wiedziała. Jednak zdaję sobie sprawę, że ona nigdy mnie nie kochała.
Kochała innego.
***
13 września 1978r.
Kochana Caroline!
Czekam i czekam, żebyś mi napisała, jak jest, jak się sprawy mają i czy już spotkałaś jakiegoś dobrego faceta, naturalnie! Jakbyś mi jakieś zdjęcia wysłała, cokolwiek, zajebiście chcę zobaczyć, jak to wszystko wygląda z Twojej perspektywy. Przepraszam, że piszę tak o wszystkim w kupie, ale nie mam czasu, ani kartki większej nie mam, żeby to rozdzielać. Moi rodzice się naprawdę przeprowadzają TAM. Rozpoczęłaś amerykańską kolonię. Na stare lata dla nich, o Panie. Tyle, że coś za Nowy Jork, nie chcą centrum. Ale mówią, że wszyscy tam nagle pojechali, to i oni chcą ,,Nowego życia''. A, niech jadą! Ja sobie dam radę. Caroline... Cholera... Ale ja nie wiem, co ze mną będzie. Życie mi się zupełnie rozerwało. Jestem w rozterce. I nie wiem, jak będzie. Seryjnie, ale po raz pierwszy raz w życiu nie wiem, co będzie dalej. Myślę o tym. Chyba się boję. Nie umiem bez Ciebie się czuć.
Odpisz mi szybko, potrzebuję tego. Całuję,
Twoja Dee.
***
22 września 1978r.
Droga Dee...
Tutaj jest pięknie. Tak jest. Ale tutaj jest...armagedon. Codziennie. Męczy mnie to miejsce, nienawidzę wychodzić najpierw z mieszkania, potem z pracy. Droga gdziekolwiek mnie zabija, dosłownie. Nie mam nerwów, a myślałam, że Cambridge to jest miasto. Trochę tragedia, powiem Ci. Nie mam siły, nie umiem się jeszcze przestawić. Brakuje mi Cię. Bardzo mi Cię brakuje. Musisz tutaj być. Też nie umiem bez Ciebie wyjść na prostą. Sama jestem. Ale przynajmniej mam dach i pieniądze.
Kocham, czekam,
Caroline.
lipiec, 1979r.
- Nie, ja wiem doskonale, tylko ty nie możesz sprostać! Nie da się wciąż stać w miejscu!
- Nie wszyscy muszą ci się podporządkować!
- Najlepiej by było, gdyby w ogóle nic nie trzeba, kurwa, mówić i wystarczyłoby się pokazać raz i po sprawie, co?! Ja wiem! Ale to nie tak działa!
- Pierdolisz już. Pierdolisz, nie da się tak, nie będę tak pracować, rozumiesz?! Nie dbam już o to, kim jesteś. Kimkolwiek byś dla mnie nie był, ja, kurwa, nie wytrzymam tutaj dłużej! Nie da się tak!
- W takim razie wypierdalaj, poradzimy sobie bez ciebie! Powodzenia, przyjacielu! Kurwa, idź! Idź do tej swojej wywłoki i zaszyjcie się gdzieś razem, życzę ci szczęścia na nowej drodze życia!
Darł się jeszcze długo. Potem coś poszło. Coś się potłukło. Nie wiem, waliło mnie to. Po prostu wyszedłem. Z nim się nie dało już dogadać, pracować. Zespół leciał w dół, a ten się za bardzo wznosił.
I to był czas, żebym rzucił to wszystko w cholerę. Skończyłem. Zamknąłem tamten chory rozdział.
Taki żałosny wyścig szczurów nie był dla ciebie, Anthony.
* *** *
* - obywatelskim obowiązkiem nas WSZYSTKICH jest chociaż raz w życiu przesłuchać pierwszego albumu Scorpionsów, mili państwo!
Chcę Was tylko prosić o kilka słów, komentarz. Jest to dla mnie bardzo ważne, także dziękuję z góry :)
Chcę Was tylko prosić o kilka słów, komentarz. Jest to dla mnie bardzo ważne, także dziękuję z góry :)
Strasznie mnie zaciekawilo opowiadanie :) bede wpadala czesciej buziaki :)
OdpowiedzUsuńMiło mi to...słyszeć, cóż.
UsuńOch, jejku, jejku, jaka ja jestem opóźniona w rozwoju, ale to dlatego, że dzisiaj w domu są wszyscy. A na dodatek chora jestem. Lecz są plusy - jutro nie idę do szkoły. Ok, aż takie plusy to, to nie są, bo opuszczę trochę lekcji... Ale w każdym razie, wybacz mi, że komentuję dopiero jakieś trzy godziny od dodania rozdziału. Mama, jeszcze przed dodaniem przez Ciebie rozdziału, kazała mi wyłączyć komputer. ;_; A teraz jeszcze siostra się kręci po domu i NA PEWNO zaraz tu przyjdzie, i mi przeszkodzi. Dobra, wróciła się - zaczynam.
OdpowiedzUsuńŚliczny wygląd. Ciemny, a ja właśnie wolę takie kolory, a przynajmniej w tej sekundzie. Nie, ogólnie wolę czarny, ale jeśli dobrze pójdzie u mnie będzie na biało, o zgrozo. Ale w końcu sama taki kolor wybrałam, więc nie ważne. Zauważyłaś już, że za każdym razem kiedy u Ciebie komentuję, gadam nie na temat? Bo ja to właśnie zauważyłam. Powinnam się w końcu nauczyć pisać komentarze na temat. Ale znając mnie wtedy byłoby krótko, nawet krócej niż teraz. Cholera, miało być o rozdziale.
Dee... Ona jest, em, specyficzną osobą, i tak, na początku jej nie lubiłam. Nie, nie przepadałam za nią, bo o Caroline to nawet nie gadajmy. Ją lubiłam od początku, a tamto to było takie gadanie o Tylerze. :D I znów się kręci i jeszcze robi to specjalnie. Najpierw tak po cichu, żebym jej nie słyszała, a potem tak nagle szybko przebiega z salonu do kuchni, Boże ratuj. Z kim ja żyję? Ale wracając do poprzedniego tematu... Madeline. Dobra, lubię ją. Nie jest, aż tak straszna. Wyszło na to, że jedyna osoba, której nie lubię to Leandra. Bądźmy szczerzy, ona mnie po prostu irytuje. Bardzo. Okropnie bardzo. Ale przynajmniej Scorpions lubi, to już coś, ech.
Teraz tak - Jasper wyznał miłość Dee, a Joe odszedł z Aerosmith. Od początku wiedziałam, że Axon kocha się w Madeline, tylko co ona na to? No kurwa, nie było jej reakcji. Za karę... Nie wiem co Ci mogę zrobić, ale jeszcze nad tym pomyślę. A Joe? Właśnie się zastanawiałam czy zrobisz jego odejście z zespołu, czy nie. Stawiałam na to, że jednak nie, ale Ty to zrobiłaś. I co? Teraz wszystko się jeszcze bardziej skomplikuje, prawda? Gdybym aktualnie się nie spieszyła, to wymyśliłabym jakieś super - ekstra nie prawdopodobne zakończenie tego opowiadania, ale niestety siostra jest zbyt ciekawska i upierdliwa, dlatego prawie każdy mój komentarz jest pisany w strachu. Przed nią, tak.
Choć w sumie to on wiedział, że Dee kocha innego... No tak, ale jednak chciałabym zobaczyć jak ona się mu tam tłumaczy, bo coś musiała mu na to powiedzieć. Ale teraz już pogadam o czym innym... Na przykład o tym, że wszyscy wyjeżdżają do Stanów. No i dobrze, niech jadą. Mi to wcale nie przeszkadza. Tylko... Co z Joe? I co z resztą Aerosmith? Dobra, ja tam jestem pewna, że pomiędzy Dee, a panem Perry'm coś będzie... No i, że Caroline będzie ze Steven'em. A przynajmniej tak mi się wydaje, tylko mam przeczucie, że idealnie to nie będzie.
Kończę już, bo sama nie wiem o czym mam pisać. Mogłabym oczywiście palnąć coś głupiego i się na ten temat rozpisać, ale raczej nie chciałabyś tego, co? No jasne, że nie.
Dlatego życzę Ci weny, dużo weny i żebyś nie była chora, tak jak ja.
Boże, jak krótko...
Boże, spokojnie, ja komentuję czasem trzy dni od jego dodania, spokojnie, naprawdę ;_;
UsuńAle tak, ja Ci bardzo dziękuję za pochwałę szablony, mówią, że do trzech razy sztuka i owszem, ja sama w końcu jestem dumna z tego, co zrobiłam, haha.
A co do dziewcząt, cieszę się, że masz do nich stosunek taki i nie inny, ale nie wykluczam, że coś jeszcze może się zmienić. Jak to bywa.
A co do związków, niestety nic Ci nie powiem, ale to dla naszego wspólnego dobra, bum!
Dziękuję, Faith ♥
Ja tam się zachwycam zdjęciami w nagłówku i swoim jakże bystrym (lecz pewnie do pewnej osoby mi jeszcze daleko) oczkiem zauważyłam jaką to Caroline ma barwną koszulę a'la Steven Tyler. Przypadek? Oczywiście, że nie, bo w końcu sama od niego pożyczyła, prawda? :'))
OdpowiedzUsuńA więc tak, Lea. Nadal nie rozumie zajebistości Aerosmith, o zgrozo! Przynajmniej porzuciła Żuczków i przygarnęła Skorpiony. Taka ładna wymiana. W ogóle to tak widać, że odstaje od dwójki dziewcząt, ale mimo to i tak dalej się z nimi przyjaźni, to jest piękne. Chwila, czy ona napisała, że nie jest już z jakąś Suzanne? Och, no proszę. Jestem bystra! (spokojnie Joe, Tobie nigdy nie dorównam)
No i Caroline pojechała do lepszego świata. Sama. Bez swojej siostrzyczki. I co? Nie potrafią funkcjonować bez siebie! Ich łączy taki gruby węzeł przyjaźni. Jedna dusza w dwóch ciałach. Miejmy nadzieję, że Dee szybko dołączy do naszej fanki Bowiego w NY.
Jasper. Widać lubi pisać listy. Wścibski chłopaczek. Co on się tak przejmuje cnotką Madeline? Zakochany, oh... Ale wybacz, nie jesteś długowłosym brunetem z gitarą i nie masz na imię Tosiek.W sumie jak tak czytałam fragment rozmowy z Dee, to mówię boże... taki młody chłopak, a tak już w sumie zniszczył sobie życie. Straszne.
I znowu muszę tydzień czekać, co dalej! Życzę weny i pozdrów Zjawę ;__; ♥♥
Wiesz, gdzie odleciałam? Odleciałam tutaj: ,,(...) nie jesteś długowłosym brunetem z gitarą i nie masz na imię Tosiek'' - kocham to, ile w tym jest prawdy, pomocy...!
UsuńNooo i nasze dziewczynki jakoś sobie będą musiały poradzić przez jakiś czas, chociaż łatwo może nie będzie, ale takie mamy życie (głębokie to było!).
Dziękuję Ci bardzo i pozdrowiłam, on Ciebie też pozdrawia ♥ ;_;
O jejciu, witam. Od razu na wstępie chcę Ci powiedzieć, że bardzo mi się podoba ten rozdział. I tak myślę, że bez niepotrzebnego pierdzielenia po prostu napiszę, co myślę.
OdpowiedzUsuńJednak zanim przejdę do rozdziału, to muszę, no po prostu muszę Ci wyznać, że cholernie spodobał mi się nowy wygląd. Wiesz, kolory są ciemniejsze, a ja z takimi właśnie odcieniami od zawsze jestem za pan brat. Oprócz tego oczarował mnie też nagłówek, naprawdę wygląda to świetnie!
Wracając do rozdziału... No cóż mogę powiedzieć, jeśliby nie to, że jest naprawdę dobry i... zbyt krótki? Ach, cały rozdział przeczytałam lub, bardziej odpowiednio brzmi to, że przeleciał przed oczami, błyskawicznie i mam autentyczny niedosyt.
Scorpionsi- także uwielbiam! W końcu Lea przerzuciła się na coś innego niż Beatelsi, choć i oni są jednymi z moich ulubionych. Tylko jedno mnie nurtuje... Dlaczego ona nie przepada za Aerosmith? Czy tak się w ogóle da? No whatever... Axon powalił mnie z nóg pytaniami o dziewictwo, choć z drugiej strony wydaje mi się to urocze.
Coraz bardziej lubię Dee! Wręcz uwielbiam! To takie pogmatwane, kochane stworzenie. Samotne stworzenie. Biedna została (prawie) sama- najpierw Leandra, potem Caroline, teraz rodzice... Dobrze, że przynajmniej Axon z nią jest. No może dobrze, bo biedak się w niej kocha, a ona chyba będzie z Joe. Bo będzie, prawda? Bardzo bym tego chciała, bo to ona powiedziała do niego Anthony jako pierwsza, więc no, tak myślę, że będą razem. Cała ta scena między Axonem a Dee... Matko, wydała mi się strasznie smutna, a zarazem piękna. Nie, nie "słodka", nie "urocza"... Piękna. Tak po prostu. I chyba nie mam na to wytłumaczenia.
Caroline wyjechała, zostawiając Dee, ale w końcu to Nowy Jork i praca. Jest jej źle, ale może w końcu się przestawi i dostrzeże coś dobrego... Może dołączy do niej Dee, a potem wyjadą do Bostonu? Nie mam pojęcia. Stanie, co się stanie.
Na dziś muszę już kończyć. Wiem, że to marny komentarz, uwłaczający temu opowiadaniu, ale starałam się, a dobre chęci się liczą, no nie? Rozdział cudowny.
Pozdrawiam i życzę weny!
Po pierwsze: ten komentarz wcale nie jest marny! Jest elegancko, więc cicho siedź, haha.
UsuńPo drugie: dziękuję Ci za pochwałę mojego nagłówka (po którym niczego nie można się domyślić, tak...haha).
Po trzecie: NIE POWIEM, KTO Z KIM BĘDZIE.
Po czwarte: cieszę się, że nastawienie do bohaterów jest takie, nie inne!
Dziękuję Ci bardzo, Kochana ♥
Przepraszam, bardzo. Tak na wstępie muszę przeprosić, bo ostatnio nie komentowałam. Chyba u nikogo. Ale przyszło liceum. Rozprawki na parę stron, kartkówki, matma, dużo biologii i testy z chemii. Jak się poszło na najlepszy bio-chem w mieście i wszyscy wywierają na tobie presję to teraz trzeba pokazać na co cię stać i nie spieprzyć, ale do rzeczy. Przepraszam- czytałam wszystko. Poprawię się. Chyba ostatnio też to obiecywałam. Albo i nie. Nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńNapiszę krótko, bo już powinnam dawno temu spać. Jest cudownie.
Cieszę się, że teraz raczej będziemy siedzieć w jednym czasie. Chociaż to skakanie jest dość intrygujące. Powiem ci, że chciałabym mieć takiego Jaspera. Pomimo tego, że takie to to wścibskie, gorsze niż " stare baby" jednak oj chciałabym, żeby mi ktoś tak wykrzyczał, że jest we mnie zakochany. Bardzo mi się to podobało!
Wszyscy wyjeżdżają do USA. Czyżby Dee również miała dołączyć do tego grona?
Oj ciekawi mnie co będzie dalej.
Jest cudownie. Czy ja wspomniałam, że kocham tego bloga? Jeśli nie to wybacz mi.
KOCHAM TEGO BLOGA.
Ja chcę już następny. Nie mogę się doczekać.
And btw. wygląda jest cudowny, wchodząc tutaj spędziłam jakieś 5 minut wpatrując się w zdjęcie Joe, siedziałam z myślą: O kurde. Czemu on musi być takie cudowny? Po czym spojrzałam na Tylera i pomyślałam: " Steven, ty też mi to robisz? Ja się muszę skupić na czytaniu" Haha. Tak czy tak. Świetnie to wygląda.
Pozdrawiam. Przepraszam jeszcze raz i życzę dobrej nocy.
Haniu, ja Cię absolutnie nie gonię, wręcz przeciwnie - życzę Ci jak najwięcej szczęścia w nowej szkole! Biologia z chemią...brr. I nic mi nie obiecałaś z poprawianiem się, także spokojnie, haha.
UsuńI dziękuję Ci bardzo za te kochane komplementy, ja też się potrafię lampić w zdjęcia tych panów i nie wiedzieć po paru godzinach, dlaczego oni tacy są...cholera, tak dużo ideału. I za pochwałę mojej literackiej twórczości podziękuję Ci jeszcze bardziej, wspaniale mi to czytać! ♥
Zapraszam na nowy rozdział. c:
OdpowiedzUsuńhttp://just-a-little-patience.blogspot.com/2014/09/i-dont-want-to-miss-thing-20.html
Masz niebywały talent! Jak to czytam, przenoszę się gdzieś tam daleko, za morza i przeżywam wraz z nimi. To jest niesamowite! Niezmiernie ciekawi mnie, co będzie dalej... Jak zakończy się sprawa z Dee i Jasperem, czy nadal będą przyjaciółmi, a może... coś więcej? Oj chciałabym mieć kogoś takiego, jak on, żeby mi tak prosto z mostu walnął, że jest we mnie zakochany ;)
OdpowiedzUsuńOch, witam Cię tutaj jako pierwszego Anonima, haha. I oczywiście bardzo Ci też dziękuję, niesamowicie mi miło, kiedy czytam takie słowa!
UsuńHej, Kochana. No to jestem.
OdpowiedzUsuńPiątkowy wieczór, ja siedzę sama w domu, z herbatą i zastanawiam się, co takiego robię w domu? Powinnam chyba gdzieś na mieście być, ech. Ale chociaż miałam okazje, aby nadrobić u Ciebie rozdziały.. chociaż teraz pewnie mój komentarz nie będzie miał ani ładu, ani składu.
W sumie, to Ci powiem, że znów siedzę z łzami. Ja nie wiem, ale mam wrażenie, że Dee to jestem ja. Nie wiem, jak to robisz, nie wiem, jakim cudem.. raczej wiem. Normalnie zbieg okoliczności i tyle. Wymyśliłaś sobie pewną postać, a ja jakoś tak dziwnie odnajduję w tej postaci siebie. Chyba dlatego tak bardzo nie lubię Dee. Wiesz? Jak sobie tak siedziała z Jasperem i sobie z nim rozmawiała, jak mówiła to co czuje, że nie wie co ma robić, że czarna dziura.. że wszyscy jej uciekają do Nowego Jorku, nawet rodzice... Och, Rose. Powinnaś jakoś się opanować. Chociaż jest mi ciężko, bo takim moim Nowym Jorkiem jest Poznań... haha, ale mam ambicje, ale jak sobie pomyślę, że tam mam wszystkie bliskie osoby, to zaczyna robić się ciężko.. i w sumie rozumiem Dee.. rozumiem, bo jest do mnie taka podoba. Chyba wcześniej mówiłam, że Jasper mnie wkurza. A teraz powiem, że nawet zaczynam go lubić. Chociaż i tak mnie denerwuje, bo ćpa.. niszczy sobie życie, bo niby nie widzi nic innego.. a jest coś innego. Kocha Dee, tylko, że ta biega za kimś innym.. ale może między nimi jest jak między moją Madison i Duffem.. po prostu za mało sobie powiedzieli, a pewne sprawy przemilczeli. Och, dlaczego tak często musi być w życiu?
Wybacz, ale ja się nie nadaję do niczego ostatnio, a na pewno nie do komentowania. Przepraszam :(
Ja sama się tak zastanawiam nad podobieństwem Twoim, a moją Dee. Najśmieszniejsze jest to, że ja sama poniekąd siebie w niej odnajduję, a raczej może ją odnajduję w sobie, co jest z lekka...złe. Ale mniejsza z tym. I myślę, że porównanie tej dwójki do Twojej dwójki jest całkiem trafne.
UsuńI wybaczam, haha. Cieszę się z każdej bardziej rozbudowanej treści! ♥
Ach, to opowiadanie rozkochuje mnie coraz bardziej. Lubię się w nie wczuwać. Zawsze na sercu robi się jakoś lepiej, gdy widzę, że dodałaś nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńMoje komentarze są beznadzieje, powinnam stawiać tylko kropkę, ale dla Ciebie będę się starała.
Czekam na więcej, jak zawsze ♥
Och, ja kiedyś prosiłam o same kropki, jeżeli komuś się nie chciało pisać, desperacja bardzo...
UsuńAle jest mi to bardzo miło czytać, kiedy ktoś się szarpnie na cokolwiek więcej, także dziękuję Ci ♥
Tak, no ładnie. C:
OdpowiedzUsuńA żeś się tym razem szarpnęła XD
Usuń(Żyje, już trzeci pociąg.) Tu miał być marihunanen face, ale akurat kopiowałam coś innego.
UsuńAlicjo, klasycznie, Twój ulubiony komentarz ------> .
OdpowiedzUsuńprzeczytałam drugi rozdział, przeczytałam trzeci. jaki Steven jest zazdrosny o Joe, że wolał mieszkać ze swoją blondyną, a nie z nim. zresztą, ja też bym była zazdrosna. kto nie chciałby mieszkać w tym samym mieszkaniu co Joe i rano przyłapywać go jak wychodzi owinięty ręcznikiem spod prysznica albo szykuje w kuchni jajecznicę na śniadanie :')))
Joe taki agresywny się wydaje, ale przynajmniej dzięki temu są fajne kłótnie między nim a Stevenem.
muszę powiedzieć, że w tym rozdziale Jasper wydaje mi się taki... dojrzalszy. wcześniej wydawał mi się takim dzieciakiem, a teraz... taki inny jest. dojrzał. Dee tak samo, tutaj jest zupełnie inna niż wcześniej. no i ta ich rozmowa na końcu i wyznanie miłości Jaspera. trochę to smutne, bo ma świadomość, że ona go nie kocha. jestem ciekawa jak to się między nimi potoczy. czy będą razem, czy Jasper się ogarnie, czy przedawkuje, czy Dee wyjedzie. tyle pytań!
pisz dalej! duuuużo weny!
właśnie, a co z tacy-pozostaniecie?
u mnie nowy Alicjo, zapraszam Cię :) http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/
Dziękuję za kropeczkę, dziękuję pięknie za te miłe słowa i w ogóle czuję się spełniona po przeczytaniu o Joe i o jajecznicy, chyba mnie tym, Kochana, zainspirowałaś, mhm :')
UsuńDobrze, że i Ty dostrzegłaś tutaj nowe-stare twarzy bohaterów, to jest dla mnie cenne. Czekaj na mnie jutro bądź w niedzielę!
Witaj deMars!
OdpowiedzUsuńMoże kojarzysz mnie z komentarzu u Reverie, Maddie czy innych.
W każdym razie chciałabym zaprosić Cię na mój blog:
http://myrockstory1234.blogspot.com/
Twój sobie oczywiście poczytam :D
Nie mam pojęcia jak zacząć ten komentarz więc napiszę tylko tyle, że jesteś wspaniała i zakochałam się w tym opowiadaniu od przejrzenia samego prologu. LISTY, to jest to co kocham najbardziej. Nie ma na tym świecie niczego co byłoby lepsze od LISTÓW. ♥
OdpowiedzUsuńJeszcze ten wygląd! I bohaterki! I Joe! I wszystko! Cud, miód, malina.
Wszystkie postacie są takie... różne? Każda ma w sobie coś wyjątkowego, nie są bezbarwne ani nudne. Nie ma tu nikogo kogo bym nie lubiła, co mnie przeraża, bo nie będę mogła sobie ponarzekać, albo popisać czegoś w stylu "O Jezuuu, ale ona mnie denerwuje, na stos z nią", "Jaka ona jest okropna, mogę ją zabić?". ;___;
Mimo że wszystkie postacie są świetne to najbardziej chyba polubiłam Jaspera. Zagubił się, w tak młodym wieku sięgnął po narkotyki, a mi coś podpowiada, że kiedyś tam one go wykończą i Axon przedwcześnie pożegna się z życiem. Chociaż w sumie to moje teorie sprawdzają się średnio raz na rok więc pozostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy. :D
Pozdrawiam. :)
Dziękuję Ci bardzo ♥ I zgadzam się z tymi listami, ja sama je kocham bardzo, najbardziej i jest to najpiękniejsza forma konwersacji, nie ma co! W ogóle dzięki Ci za tyle ślicznych słów i za całokształt, a co do Twojej teorii...cóż, rzeczywiście lepiej będzie, jeśli poczekamy na ciąg dalszy!
Usuń