czwartek, 4 września 2014

I: Pazerny stosik kamieni Leandry

Nie chciałam aż tak drastycznie przekraczać swojej średniej długości rozdziałów, ale tak mi wyszło, za co przepraszam może. Następne już takie nie będą i to Wam obiecuję. Dziękuję też za masę miłych słów pod prologiem, kocham - naprawdę. I zapraszam, jak zawsze.
!Tutaj mamy bohaterów!

* *** *

***

Caroline
maj, 1974r.

 Dochodziła siedemnasta, kiedy siedziałam w spokoju na murku przed bramą wiodącą na dziedziniec King's College i zastanawiałam się, dlaczego większość moich znajomych ekscytuje się samą myślą, że tam można się uczyć i, co więcej, że w najbliższej przyszłości i oni mogą to robić. Poczytałam tu i ówdzie o tej uczelni, popytałam po znajomych znajomych...znajomych i doszłam do wniosku, że nie ma się czym podniecać. A może brało się to stąd, że ja nie chciałam iść na studia? To też wiele wyjaśnia, miałam siedemnaście lat, ale mój plan na przyszłość zawsze nie sięgał dalej jak to, co będę robić w nadchodzący weekend. Czekać, będę nadal czekać na Dee, która właśnie teraz była...
- Hadley, co taka nieprzytomna siedzisz? - Uniosłam głowę ku górze i moim oczom ukazał się nikt inny jak wysoki blondyn o bladej skórze i z wiecznymi worami pod oczami. Trzynastolatek, który taki wygląd zawdzięczał już drugi rok swojemu starszemu bratu i jego ekipie spod czarnej gwiazdy. Przede mną stał Jasper Axon. - No nie gap się tak na mnie, pół godziny siedziałem na chodniku, na przeciwko, tylko...że bardziej na ukos, i się tobie tak przyglądam... A ty jak zawsze nieobecna, gdzie tym razem byłaś?
- Odwal się. 
- Przerwałem ci mentalną randkę z Bowie'm? Najmocniej przepraszam, ale jakoś nie zwróciłem na niego uwagi. 
- Axon, zamknij się chociaż raz i nie truj jak potłuczony, nigdzie nie szukają takiego utalentowanego basisty jak ty, że szlajasz się bez celu po centrum? 
- Piękna, widzę, że tym razem to nie David, co jest? - Usiadł obok i zaczął świdrować mnie swoimi wiecznie zaszklonymi, szarymi ślepiami. Wyglądał jak śmierć, czasem było mi go nawet i żal, ale potem otwierał usta, wyrzucając z nich zbędny słowotok i mój żal gdzieś ginął. 
- Nic nie jest. To samo, bez zmian. Nic. 
- Widzę przecież, nie udawaj. 
 Usiadłam po turecku i zaczęłam skubać korkopodobne tworzywo, odpadające z platformy mojego buta, starając się unikać kontaktu wzrokowego z natarczywym małolatem. 
- Załóżmy, że ci powiem. Co da to tobie i, co ważniejsze, co da mnie? 
- Tobie da ulgę, bo się wygadasz komuś, a ja będę wiedział, jak cię pocieszyć. 
- A chcesz mnie pocieszać, ponieważ...?
- Może pójdziesz ze mną się napić, czy coś...tak sobie tylko myślę, wolna wola, wiesz. - A więc o to chodziło, mogłam się zorientować. Samotność mi nie służyła, spowalniała moje myślenie i zwalniała ruch wskazówek zegara. Wszystko szło gorzej, szlag by to trafił i nie miałabym mu tego za złe.  
- Kurwa, Jasper, masz trzynaście lat i...
- ...i piję więcej niż ty w wieku lat siedemnastu?
- Nie... To znaczy, tak, ale nie o tym chciałam. Masz trzynaście lat, wyglądasz jak szesnastoletni ćpun z pięcioletnim stażem, żyjesz złudzeniem, w przyszłości spotkamy się pewnie w jednej ze smażalni ryb, podczas gdy będziesz mi wydawał moje zamówienie, jesteś tępy, denerwujesz mnie i wszystkich innych też, jesteś zboczonym niedorozwojem i...i tak, kurwa, pijesz jak stary. Wystarczy? 
 Wypuściłam ze świstem powietrze i odchyliłam głowę do tyłu, zamykając oczy. Liczyłam na to, że gdy znów je otworzę - jego już nie będzie. Ale był i uśmiechał się szeroko i szczerze, co ciekawe się może wydać normalnym ludziom. 
- Ranisz mnie, kochana. Dlaczego ty we mnie nie wierzysz, dlaczego od razu walisz mnie smażoną rybą prosto w twarz, kiedy znasz moje ambicje, pasje, marzenia...i talent. Który wciąż szlifuję. 
- Axon, jeżeli naprawdę sądzisz, że będąc kimś takim, nie innym, zabawisz w którymkolwiek zespole dłużej jak dwie próby, to zazdroszczę ci wyobraźni. Grasz może nie najgorzej, przyznaję, ale jesteś zajebiście niecierpliwy i od razu śnisz o złotych górach. Zmartwię cię: nie tak to działa. - Odgarnął tylko swoje siano na głowie, będąc w pełni gotowym do odparcia mojego ataku, dlatego interweniowałam znów. - Rzecz jasna życzę ci jak najwięcej szczęścia, ale patrząc na ciebie i twoją sytuację obiektywnie...dalej wróżę ci smażone ryby i ciuchy poplamione tłuszczem. Spod ryb. - Szybkim ruchem poprawiłam swoją lekko prześwitującą, czerwoną luźną bluzkę i wstałam, odwracając się na pięcie. Chociaż nie wiedziałam sama, na co mi to, przecież ta pchła i tak się nie miała zamiaru odczepić. 
 Uszłam murkiem jakieś trzy metry, kiedy spostrzegłam kątem oka Jaspera, biegnącego chodnikiem obok. Momentalnie mnie wyprzedził i wskoczył przede mnie, blokując przy tym drogę. 
- Dobra, już. Koniec, dlaczego chodzisz sama cały czas?... OBIECUJĘ, że sobie pójdę, jak mi powiesz. - Końcówkę dodał pośpiesznie, widząc, że mam zamiar go wyminąć jakimś magicznym sposobem. 
- Chodzę sama, bo Dee nie ma. Wróci w przyszłym tygodniu - mruknęłam, spoglądając na niego błagalnie. Poddałam się, ostatnio absolutnie nie miałam głowy do dłuższych dyskusji, a tym bardziej kłótni z kimś takim jak on. 
- Jak to ,,Dee nie ma''? Gdzie jest? 
- W Stanach. 
- Też się wyniosła?!
- Na litość boską, Jasper, nie. Jej ojciec poleciał do Bostonu na dwa tygodnie, bo został o to poproszony przez ojca Leandry. A że między nimi nie wyrosło takie spięcie jak pomiędzy matkami Lei i Dee, on się zgodził. - Zastanawiałam się, czy winnam mu wspominać o fakcie, iż tatuś Lei ma do czynienia z wciąż wschodzącą gwiazdą Aerosmith i moja Dee poleciała tam tylko w korzyści swojej i mojej. Nie myślała wtedy zbytnio o Leandrze, ale to miało zostać naszą tajemnicą. 
- Czyli młoda poleciała świat zobaczyć? 
- Tak. I dlatego ja jestem sama, w oczekiwaniu na nią. To wszystko. Mogę już iść? Jest prawie szósta, a zanim dowlokę się do domu, to mi dwie godziny zlecą. 
 W odpowiedzi skinął głową i odsunął się, przepuszczając mnie. Uszłam może z kolejne trzy metry, kiedy usłyszałam za sobą jego wołanie, a oczyma wyobraźni znów zobaczyłam te martwe, choć wesołe, oczy. 
- Hadley, ja wiem dobrze o tym, że twój David ma konkurenta, którego chwała ma korzenie właśnie w Bostonie! 
 Moje serce zatrzymało się na parę sekund, ale udałam, że uwagę tę puściłam mimo uszu. Nie wiem, skąd on wiedział, ale musiałam przyznać, że wtyki miał niezłe. 



Leandra
maj, 1974r.

 - Dee, ale ten pomysł jest zły i mi się nie podoba. Tylko po to tu przyleciałaś i tylko dlatego tak bardzo chciałaś, żebym i ja przyjechała do Bostonu?
- Zwolnij, myślałam, że wolisz Boston od Nowego Jorku. 
- Kiedyś wolałam, teraz już nie. Wolę tam mieszkać, wolę być z mamą, poznałam tam wiele fajnych osób i...jest mi tam lepiej, klimat jest w Nowym Jorku, nie w Bostonie. Tu mnie nic nie ciągnie, przyjechałam tutaj tylko dla ciebie, bo myślałam, że ty z kolei przyjechałaś tutaj dla mnie. A nie dla grupy kolesi w obcisłych spodniach i włosach lepszych od połowy dziewczyn! 
 Madeline bardzo się zmieniła przez te cztery lata, przez które się nie widziałyśmy, a pisałyśmy listy lub okazjonalnie dzwoniłyśmy. Miałam trzynaście lat, ona czternaście i to było paranoją, to było nieprawdą. Dee miała wtedy jakieś szesnaście lat, tylko nie chciała się przyznać, tak to wyglądało z mojej perspektywy. Posądzałam Caroline o to, że przyczyniła się do przyśpieszenia rozwoju mojej...przyjaciółki? W sumie, dlaczego nie miałabym tego robić? Odkąd mnie zabrakło w ich towarzystwie, były na siebie skazane. Dzieliły je trzy lata, więc trzeba było to retuszować i udało się. Teraz to między mną a Dee były trzy lata różnicy. Mentalnie. Zresztą, nie tylko. Madeline wyglądała jak przyszła groupie, zastanawiałam się nawet, czy już nią nie jest. I miałam co do tego podstawy, spójrzcie sami: załóżmy, że szesnastka. Malowała oczy i usta tak mocno (przynajmniej tak mi się zdawało), że spokojnie zahaczała o nawet i siedemnastkę, jakby się uprzeć. Nosiła wysokie koturny, platformy i długie spódnice, pozwalające zakryć je prawie w całości, przez co nie było jak się domyślić jej prawdziwego wzrostu, którego w zasadzie nie było. Wzrost to miała dziesięciolatki. Włosy spinała wysoko, co dodawało jej kilka centymetrów. Bywało, że i stanik miała za duży. Nosiła na rękach duże bransoletki, w uszach duże kolczyki. Postarzała się, naprawdę się postarzała, ale wszystkie te jej zabiegi nie miałyby sensu, gdyby nie dwie rzeczy, których nie mogła w sobie zmienić. Dee miała duże, bystre oczy i dysponowała całkiem pokaźną inteligencją. Te dwa czynniki dawały swojego rodzaju pewność, że nie da się jej zdemaskować, ale ja wtedy nie zdawałam sobie jeszcze z tego sprawy. Miałam trzynaście lat, wyglądałam na tyle i na tyle się czułam. 
 Najgorsze jest to, że ona prezentowała się w tym wszystkim dobrze, ale...
- Dee, wyglądasz jak niedoszła dziwka - wypaliłam. Chciałam zobaczyć jej reakcję i potem przeprosić, bo naprawdę tak nie myślałam. Czasem zazdrościłam jej tego, zazdrościłam jej pewności siebie. 
- Pieprzysz... Odsuń się, bo zasłaniasz mi światło. 
 Moje oczy z pewnością urosły wtedy do rozmiarów talerzy, ale posłusznie się odsunęłam. Była prawie dwunasta w południe, a my od półtorej godziny siedziałyśmy zamknięte w łazience w bostońskim domu mojego taty. To znaczy...ja siedziałam na brzegu wanny, nucąc znienawidzone przez kogoś ,,Come Together'', a owy ktoś z niesamowitą precyzją operował masą kosmetyków, dodając stopniowo swojej twarzy kilka lat. 
- Przepraszam, to było głupie. 
- Nie szkodzi, już to słyszałam kilka razy. W zasadzie mogłabym poprzestać na takim makijażu, jak twoje poprawione lekko usta i delikatnie pociągnięte rzęsy, ale wtedy nie wyglądam. Nie chcesz nic mocniejszego?
- Nie chcę. Ja nie mam zamiaru zarywać do tych przebierańców. 
- Boże, nie chcę zarywać, chcę...pogadać. I oni też mają chcieć, obiecałam coś komuś. 
- Dlaczego Caroline nie przyleciała z tobą, skoro tak?
- Może dlatego, że moi rodzice nie mają tyle kasy, żeby i jej bilet kupować, a jej rodzina z kolei gardzi tym krajem jak żadnym innym? Pisałam do ciebie o tym wiele razy, Lea! Ale powiem ci, że ona jeszcze tu przyleci, możesz być spokojna. 
- Nie ma się co śpieszyć...
- O co ci chodzi?
- Nic, skąd masz te wszystkie kosmetyki? - Miałam dość tej dyskusji, naprawdę czułam się źle w towarzystwie Madeline, to nie była ta sama osoba. Moja Dee zgubiła się gdzieś już dawno temu. 
- Kupiłam, nie wydaję kasy, którą dostaję na zbędne żarcie, bo to mam w domu, tylko zbieram. Zbieramy raczej. - Cisnęła kredkę do swojej podziurawionej, wyblakłej kosmetyczki, po czym rzuciła mi jadowite spojrzenie. Jednak po chwili się opanowała i spuściła wzrok, mamrocząc coś w stylu ,,nieważne, jestem podenerwowana''
 Patrzyłyśmy potem na siebie z pięć minut, aż w końcu na naszych ustach zagościły uśmiechy. Mimo wszystko nie mogłyśmy się na siebie gniewać, to byłoby złe. Podeszłam do niej i popchnęłam lekko w stronę drzwi. 
- Chodź, bo jeszcze nie załapiesz się na to swoje spotkanie, a z ojcem mają rozmawiać tylko przez jakieś piętnaście minut. 
- Zagrają w tym jego klubie? 
- Dee, grali tam tylko parę razy i to kilka lat temu. Też ci o tym pisałam. Ale tata, a raczej jego kumpel, mają znajomości z gościem, na którym twoim przebierańcom zależy. 
 I wyszłam z łazienki, zbiegając po schodach na dół i zostawiając rozkojarzoną brunetkę gdzieś pomiędzy stanem młodzieńczej ekstazy, a tym przedzawałowym. Albo gdzieś pomiędzy łazienką a korytarzem na górnym piętrze.

***

 Mieliśmy na podwórku przed domem niewielki stosik kamieni, został kiedyś z robót i nikt nie miał czasu go stamtąd usunąć. I w sumie dobrze zrobił, bo siedząc właśnie na nim, obserwowałam zmagania Dee z samą sobą i potem jej cwaniacką grę, o której zaraz powiem więcej. 
 Kiedy wyszłyśmy na pole było coś przed pierwszą, a piątka chłopaków, nazywających się członkami zespołu Aerosmith, stała z moim ojcem przy naszym samochodzie, a to jest jakieś sześć metrów od mojego kamiennego stosiku. Siedziałam na nim, podczas gdy Madeline kręciła się wokół, znosząc jajo i wzdychając ciężko. Tylko czekała, aż skończą z moim tatą, by uderzyć do ataku. W imię jej i Caroline, podczas gdy ja gardziłam tym zespołem. Komercja jak nie wiem, ani mi się jakoś specjalnie nie...podobali... Muzyka mnie jakoś nie kręciła. Wolałam Beatlesów czy The Moody Blues. Podczas gdy zapaleńcy z Aero byli czymś pomiędzy inwazją brytyjskiego rocka i nową falą, jak później miało się okazać. Oni byli tacy kolorowi, tacy...inni. Tym się podniecała Dee? Stonesów jeszcze rozumiałam, ale to? Nie. To był cyrk, nie zespół. Przynajmniej moim zdaniem.
- Leandra, chyba już kończą...! - Poczułam jak wbija paznokcie w moje ramię, słyszałam szybszy oddech. Przechyliłam lekko głowę w stronę źródła pikającego bólu. 
- Boże, Madeline, pazury też masz zrobione? 
- Powiedz mi... Jak wyglądam? - Nagle już stała przede mną i prezentowała się w całej okazałości. Zmierzyłam ją wzrokiem od góry do dołu i w drugą stronę, po czym odparłam, że tak jak to sobie zaplanowała. I nie kłamałam. Naprawdę wyglądała na znacznie starszą, a już na pewno nie na rok ode mnie. Tym razem przeszła sama siebie, stawka była zbyt wysoka. 
 Milczenie. 
- Kurwa, poszłabym, ale twój padre cały czas coś jeszcze do nich mówi. 
- Spokojnie, zaraz da im spokój...
 Minęło kolejne pięć minut. Ja siedziałam na kamieniach, a Dee stała obok i opierała się o ścianę domu, patrząc błędnie w niebo. Co jakiś czas rzucałam na nią okiem i kręciłam z politowaniem głową, kiedy nagle udało mi się wychwycić, że wysoki blondyn oraz brunet z ustami, przy których sama czułam się mała, spoglądają z zainteresowaniem w jej stronę. Chwilę zastanawiałam się, czy mówić o tym Dee, czy nie, ale uznałam, że nie będę wredna wobec przyjaciółki. 
- Dee...
- Co...
- Masz branie. - Nie mogłam się powstrzymać!
- Co ty mówisz? - spytała z lekką irytacją i spojrzała na mnie, ale wtedy ja dałam jej ruchem głowy do zrozumienia, że wyjątkowo się nie zgrywam. Otwarła lekko usta i uniosła brew, po czym spokojnie przeniosła wzrok w ich stronę, co spowodowało, że zachwiała się w tych swoich monstrualnych koturnach, ale nogi nie odmówiły jej posłuszeństwa. 
- Módl się... - szepnęła i wolno poszła w ich stronę, choć zrobiła to w taki sposób, by nie dać po sobie poznać, że kieruje się właśnie do ''zespołu''. 
 Istotnie się modliłam, ale o to, by nie została wyśmiana i przy tym poniżona przed samą sobą. Przecież tacy jak oni byli nieobliczalni, zależy od tego, jak bardzo są naćpani czy spici. Co ona w nich widziała, czułam się żałośnie głupio z faktem, że namówiła mnie na to wszystko. 
 Ale się pomyliłam. Przeszła za moim ojcem, nie patrząc w stronę chłopaków, czego nie można powiedzieć o nich w stosunku do niej. Widziałam jak zaciąga w tył ramiona, eksponując biust, który nie należał do tych najmniejszych, będący w staniku swojego rozmiaru, co ciekawe. Madeline los hojnie obdarował, jakby znał jej przyszłe zamiary jeszcze przed nią. Zatrzymała się kilka metrów od rozmawiających i po prostu usiadła na trawie, znów wystawiając twarz do słońca. Nie wiem, czy się zorientowali, że to głupia poza, ale na pewno wydała im się bardziej godna uwagi, niż mój produkujący się ojciec. W końcu ten się jednak uciszył, chyba pożegnał i poszedł do domu, z zachowań chłopaków wywnioskowałam, że i oni będą się zbierać. Ach, gdzież limuzyna? Przecież takie gwiazdy, dwa albumy...pomocy. 
- Piękna! - O... O proszę. Blondyn się obudził, a Dee zastygła, by po chwili podnieść się i rzucić bystre im spojrzenie. Nie mogłam przegapić tej konwersacji, więc wstałam i podeszłam niepostrzeżenie bliżej, zresztą, nie mieli nawet po co zwracać uwagi na takie...dziecko. 
 Nim podeszła, trzech z nich udało się w stronę samochodu stojącego nieopodal, w zasadzie dopiero wtedy go zauważyłam. Został tylko blondyn i ten od ust. 
- Słucham, piękny? - Stanęła przed nimi, opierając się o biodro jedną rękę i zadzierając głowę ku górze. Ku niemu. Cwaniacki uśmieszek. 
- Jeśli jesteś córką tego gościa, to jesteś jedynym, co mu się w życiu udało - wtrącił brunet, a mnie krew zalała. Bezczelny! 
- Jestem bratanicą, Steven. Ale też tak uważam. - Co...za...suka! 
 Gotowało się we mnie, nie słuchałam już o czym gadali, aż nagle podszedł do nich ciemniejszy brunet z tandetnym blond pasemkiem we włosach. Co to miało być?
- Zbieramy się. 
- Joe, mamy tu uroczą damę, a ty tak bez manier?
- Zbieramy się... - Spojrzał na nią, zatrzymując wzrok na jej szyi. - Przepraszam, za maniery, ale nam się, kurwa, śpieszy. Nie ma czasu na... - Groupies? Dziwki? Co chciał powiedzieć? - Nie mamy czasu.
- Nikogo nie zatrzymuję, Anthony - powiedziała lekko drżącym głosem i spojrzała mu w oczy, tak myślę. - Ale kiedy ktoś do mnie mówi, ja odpowiadam. - Coś w niej zaskoczyło, jakby ktoś podciął jej skrzydła.
- Słyszysz, Perry? Młoda ma maniery - skomentował Steven. - Ile masz lat? I jaka jest twoja...godność? - Ten to miał gadane...pff. 
- Dee, szesnaście i pół. 
 Milczenie. Klamka zapadła, uwierzyli jej, a ona powiedziała to bez zająknięcia. Wierzyła w to chyba najbardziej na świecie, wciąż patrzyła w oczy tego pozbawionego taktu i manier. 
- Może Dee pojedzie z nami, jak ją poprosisz, Tyler - rzucił cicho, wpatrując się w jej oczy. Tyle, że on wyglądał jakby chciał ją spalić swoim spojrzeniem. Cóż, jeżeli miało zaiskrzyć - zaiskrzyło, ale raczej niezupełnie pozytywnie. 
- Ty ją poproś. 
- Darujcie sobie, i tak nikt nie ma na to czasu. - Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na Stevena. 
- Joe by się z tobą napił, jakbyś pojechała, on lubi takie...niesforne...dziwne. 
- Będziesz wracał na nogach, jak się nie ruszysz - warknął ten ciemniejszy, patrząc na rękę Tylera, wędrującą po talii Dee. 
- Wybacz, piękna, ale on taki jest, oswoisz się z nim i polubisz...prawda, Anthony?
- A wal się. Zostań, jak chcesz. - Machnął ręką i odwrócił się, idąc w stronę samochodu. A nawet biegnąc. 
 Kiedy ja śledziłam go wzrokiem, Steven pożegnał się z moją Dee, całując ją w policzek, a ta nawet nie okazała, że jej się to podoba. A podobało, w zasadzie mogła już umrzeć. Jaka ona była dumna. Kiedy ten jej, jak się dowiedziałam, wokalista dołączył do swojej barwnej reszty, Madeline podeszła do mnie i spojrzała z wyższością. 
- I co ci to dało, bratanico wspaniała?! - syknęłam. 
- Poznałam ich, Lea. A to tylko jeden płatek śniegu z całej lawiny, która poleci za mną i Caroline. - I poszła w stronę domu jak gdyby nigdy nic. Pazerność...?!
 Nie wiem, co to było, ale nienawidziłam jej wtedy, Jak ona mogła mi to zrobić, jak mogła tak mówić?! Głupia byłam, co z tego miałam?! Moim jedynym marzeniem było wtedy...by sobie pojechała. I by gwiazda Aerosmith zgasła jak najszybciej. Podkopali grunt, na którym stałam. 
- Znikajcie stąd wszyscy... - szepnęłam i spojrzałam raz jeszcze w stronę chłopaków. Poczułam ogień, wypalający mnie od wewnątrz. Dwóch brunetów, którzy wcześniej żarli się jak wielcy wrogowie, teraz rozmawiali jak bracia, a ten od pasemka rzucał co chwilę pytające spojrzenia w stronę drzwi, za którymi znikała...Dee. Jakby czegoś szukał. 
 Czegoś. Cholera. Kogoś szukał. Co to była za patologia, w co ja się wplątałam?! Dobrze, że tyle ich widziałam na długie lata. 

*** 

19 maja 1974r.
Cholera jasna, Caroline!
 Nie mam czasu, by wszystko Ci opisać. Opowiem Ci, kiedy wrócę. Ale rozmawiałam z nimi jakieś piętnaście minut. Są obłędni, są odjechani. Są tacy inni. To nie jest Bowie i to nie są Stonesi. Ale to jest połączenie tego wszystkiego z domieszką amerykańskiej magii, rozumiesz? Uciekli mi stosunkowo szybko, ale Ty wiesz, że my tego tak nie zostawimy. To by było poddaniem się i daniem się zamknąć w czterech ścianach. A tego nie chcemy, prawda? Wyobrażałam sobie ich zupełnie inaczej, ale w sumie...dobrze wyszło. Nawet lepiej. To jest strasznie poplątane. Ale ten Twój jest tak bardzo pozytywny, że aż chcę piszczeć! Masz dobry gust, przyznaję. A ten całus, który zostawił mi na policzku jest dla Ciebie. HA! A jeżeli chodzi o...wiesz, to nic nie napiszę. Powiem Ci zaraz po powrocie, 
trzymaj się, Kochana, całuję
Dee.

* *** *
Oto był rozdział pierwszy w pierwszym tygodniu września, z czego pewnie większość się bardzo cieszy, rozumiem, ha.
Proszę Was uprzejmie o pozostawienie mi drobnego śladu pod postacią komentarza, dziękuję z góry i życzę miłej nauki, kto potrzebuje i uśmiecham się do Drogiej Chelle z kwiatami we włosach :)
Facebook?

25 komentarzy:

  1. Drastycznie przekraczać średnią rozdziałów... Czekaj, zgubiłam się, nie rozumiem. Sądzisz, że jest za długie? Za długie? Uważasz, że ten rozdział jest za długi? Takie cudne rozdziały, jak te Twoje to mogłabym czytać nawet dwa razy dłuższe, więc o to się nie martw! Ty powinnaś się lepiej bać wtedy, kiedy rozdział wyjdzie Ci za krótki. Wtedy to ja Cię znajdę i zamorduję. To tak, żebyś wiedziała na przyszłość. A teraz, jeśli Ci irytujący ludzie mieszkający w moim domu nie wejdą do pokoju, skomentuję rozdział. To mnie już dobija... "Wiktoria, a czy zmienisz to swoje słownictwo?" "A czemu nie gramy na wf'ie w gumę?" "Pójdziesz do sklepu z Weroniką"... !!! Muszę iść do sklepu! Trzeba się streszczać.
    Ekhem, stwierdzam, iż nie popieram zachowania młodej Dee. Zachowuje się ona jak dziwka i... Tak Ci tylko powiem, że jest to ta normalna część komentarza. Później walnę Ci coś dziwnego, czego raczej spodziewać się możesz... Ale powracając do tematu przyszłej groupie, a przynajmniej ja ją taką w przyszłości widzę. Ma ona dopiero 14 lat, jeśli dobrze policzyłam, a zachowuje się jak, kurwa, jakaś dziwka! No, ale ok, już taka jest. Lubi kiedy faceci za nią latają, ale... Ma dopiero jakieś 14 lat! A Caroline? Z tego co wiem jest starsza od Dee. Mhm, ok, może być. Ujdzie w tłoku, ale ona mi mojego...! Nie, spokój, to miała być normalna część komentarza. A Leandra, Leandra też mnie denerwuje. Aerosmith... No dobra, nie denerwuje mnie aż tak bardzo, ale obraża mój ukochany zespół. Nie, w sumie to ją lubię. Nie jest przynajmniej dziwką i raczej nie będzie.
    A teraz pora na część komentarza, którą uznać można za dziwną. Dobra, ona taka jest...
    Ta cała Caroline upatrzyła sobie MOJEGO Stevena?! Przecież... Ej, nie mam na to nastroju. ;_; Wkurwiają mnie dzisiaj wszyscy i dobry humor mnie opuścił. ;_; Powinnam teraz napisać coś okropnie, przerażająco dziwnego, ale nie mam na to siły. Niby w szkole się nie przemęczam, ale w domu... Wszyscy mnie irytują. Ale dobra, postaram się coś tu jeszcze napisać.
    Jasper Axon. Jasper... Ile on ma lat? Trzynaście? Kolejny, który się niszczy. Bo tak szczerze to Madeline niszczy się tymi swoimi ciuszkami i zachowaniem. Dobra, czytałam bohaterów. Nie wiem co się może wydarzyć. Ale Joe albo lepiej Anthony (kocham to imię)... coś z nim się wydarzy. Pomiędzy nim a Dee. A Caroline? Ona może coś tam, ukraść mi Tylera. Może.
    Krótko, wiem. Przepraszam, ale właśnie w tej chwili mama się mnie pyta czy byłam zwiedzać szkolne łazienki, po to, aby zobaczyć jak wyglądają! A poza tym... Brandi piszczy, trzeba z nim na dwór wyjść. Te jego oczy, ok, przekonał mnie. Idę z nim. Ciągle gadam o sobie, zauważyłaś? Idę, już, naprawdę muszę.
    Cudownie, ale Ty to powinnaś już wiedzieć.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurwa, jakie bydle.
      Najdłuższy komentarz w moim życiu.
      Ale i tak krótki...

      Usuń
    2. Jezusie mój, Faith! Aż mnie zamurowało! To znaczy...pozytywnie mnie zamurowało, żeby nie było. Wiesz, co ja Ci muszę powiedzieć? Że uwielbiam ten komentarz i cudownie odebrałaś i zinterpretowałaś bohaterów (a raczej bohaterki). Trzy różne dziewczyny, które łączy jedna cecha - są beznadziejnie specyficzne. Ludzie typu ''albo kochasz, albo nienawidzisz'', ale uzależniają!
      Dziękuję Ci bardzo, od razu dzień lepszy, haha! ♥

      Usuń
  2. Jestem! Witaj, deMars, od razu stwierdzam, że rozdział zajebisty, tylko, no wiesz, za długi? Faith ma rację- tak dobrze napisane rozdziały w takiej ilości są krótkie! xD No, ale nie narzekajmy. Kurczę, zatkało mnie z wrażenia. Bo, widzisz, bardzo lubię twój styl pisania, wydaje mi się być taki... hm... Czysty? xD To może lepiej przejrzsty? Oj, nie potrafię się wysłowić! Nie znoszę takich sytuacji... Wracając do rozdziału, bardzo mi się podoba. Też mnie wkurza ta cała Dee! Kurdę, stroi się, zachowuje się jak taka dziwka, no po prostu brak mi słów! Irytująca osoba, nieprawdaż? Jednocześnie mnie intryguje, ale i tak nie pojmuję jej persony... 14 lat, tak? Kurka, tyle ile ja, a... no... Boże, nie wyobrażam sobie siedzieć w łazience przed lustrem ponad godzinę! xD W ogóle zdenerwowało mnie, kiedy stwierdziła, że jako bratanica udała się wujkowi jako jedyna. No nie! I szczerze nie dziwię się Leandrze, że nazwała ją suką. No bo jak tak można? Fajnie, że jest pewna siebie itp., ale niech nie robi z siebie jakiejś gwiazdy... Ponieważ na miejscu Leandry to bym się naprawdę wkurwiła, za przeproszeniem. Dobra, bo włączy mi się bulwers! Co do Leandry to normalnie na samym początku ją uwielbiam! :) Takie to fajniutkie, miłe, cichutkie c: Ogólnie wywołała u mnie pozytywne emocje. I moim zdaniem to ona wydaje mi się być dojrzalsza od Dee, chociaż co ja tam wiem... Natomiast Caroline wydaje mi się być kimś pomiędzy dwoma pozostałymi dziewczynami i właściwie też jest chyba fajna :) A Jasper to w ogóle mi przypadł do gustu! xD
    Kurczę, muszę lecieć :c Wybacz, że tak krótko, ale muszę przystąpić do zabawy z matmą... Znowu. Drugi dzień z rzędu. Dobra, już nie pieprzę! xD Rozdział super!
    Pozdrawiam! :)
    P.S. Co do odpowiedzi na Twoje pytanie to gdybyś mogła to proszę, powiadamiaj mnie o nowych częściach! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tu powiało optymizmem, haha! Oczywiście bardzo Ci dziękuję, długość komentarza też jest idealna, także spokojnie, ja wymagająca pod tym względem nie jestem. A co do naszych dziewczynek, to jeszcze zaskoczą osiemset pięćdziesiąt cztery razy, także w zasadzie ciężko się będzie kiedykolwiek wypowiedzieć na ich temat, mhm, chytry plan!
      Dzięki, moja Droga ♥

      Usuń
  3. KURCZ PO RAZ DRUGI! Super się czyta. Ogólnie fajnie że poświęciłaś tyle czasu na pisanie z punktu widzenia Leandry, popieram. xD W ogóle lubię wszystkie dziewczyny, bo są takie różne, ale oczywiście najbardziej Leę, bo jej charakter jest najbardziej zbliżony do mojego...Będę się nią cieszyć dopóki jej nie zdegenerujesz ;_____; Ale na pewno zrobisz to w ciekawy sposób. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liduswag, Ty możesz być pewien, że ja to zrobię w taki sposób, że (przynajmniej Tobie) dogodzę, bum ♥

      Usuń
    2. PRÓBUJĘ CI ODPOWIEDZIEĆ SETNY RAZ, ALE MNIE COŚ NON STOP WYJEBUJE W KOSMOS ( ͡º ͜ʖ ͡º)
      NO SKORO TAK, TO NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ. ♥ (SERDUSZKO SKOPIOWAŁAM OD CIEBIE, BO ŁADNE)

      Usuń
  4. Nie potrafię pisać komentarzy. To nigdy nie była moja domena.
    Ale... Ja kocham to opowiadanie. Czuję się, jakbym stała obok i wszystkiemu się przyglądała, zazdroszcząc Dee tego głupiego uśmiechnięcia losu.
    Chcę po prostu więcej i będę na to cierpliwie czekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie dbam o to, czy umiesz komentować, czy nie. Ale czytając je, kocham. Dee jest szczęściarą, która jeszcze nie za bardzo potrafi dorównać wszystkiemu, co wokół niej.
      Dziękuję, Kochana! ♥

      Usuń
  5. Dobra teraz pora na mnie, chociaż wiem, że ci w komentarzach nie dorównam. ;__; Ale mam to i owo do powiedzenia! Otóż, przerwana mentalna randka z Bowiem, hmm... ja tak mam na każdej lekcji, gdy nauczyciel przypomni sobie o moim istnieniu w klasie i zapyta mnie o coś. To okropne ;___;
    Jasper... hmm 13 lat, a nie wygląda. Kto by pomyślał, ze dzieciaki w tym wieku mogą tak wyglądać. Ma marzenia, ale musi pracować żeby się spełniły, a nie zmieniać zespół co 2 próby.
    Co do Dee, hmmm... przyjaźni się ze starszą o 3 lata osobą, więc albo ta osoba starsza by zdziecinniała, albo ta młodsza wydoroślała i widać padło na to drugie. Och, ale nasza Madeline jak potrafi zarywać do facetów! I to do nie byle jakich! Pierwszy ją ujrzał nasz cyrkowy manekin. Kobieciarz. A nasz zjawo - posąg? Och jak to on, małomówny i sztywny (bez podtekstów, więc Joe już się nie uśmiechaj). Za to ta papużka jaka rozgadana, ale skądś to znamy prawda? ;__; I oczywiście woli młodsze, no tak ;___;
    No i masz szczęście, że ten buziak został przekazany dla Caroline, bo wiesz... ;___;
    W ogóle dostałam weny i idę pisać do siebie (wow, w końcu)
    A ja teraz będę czekać na czwartki po 16 ;___;
    Tak, więc weny i niech Twoja zjawa Cię nie rozprasza! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...Joe, spadaj ode mnie, napisała przecież, że nie ma podtekstów! - Jezu, kocham, nie mogę, rozłożyło mnie to XD
      Ale mniejsza z tym, Wszyscy ci bohaterowie są specyficznie dziwni i oderwani od reszty, co, jak się pewnie domyślamy, ma jakieś moje zamierzenie. No i oczywiście wiemy też, że Papużka pogadać sobie lubi. A tymi młodszymi się nie przejmuj, bo do tego też mam plan...
      NO I HOP, HOP PISAĆ, A JA DZIĘKUJĘ ♥

      Usuń
  6. A teraz tak, moja droga, o czym ja mam Cię w końcu informować? Bo się już pogubiłam. ;_;
    A tak poza tym to jest nowy rozdział... Tylko czego? Kurde, żeby zapomnieć to trzeba być mną...
    A! Painted On My Heart!

    Zauważyłaś, że wszystko zaczyna się od 'A'? XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział. Uwielbiam to opowiadanie- nie ważne, że to początki i tak wiem, że całość będzie zajebista.
    Chciałabym Ci napisać piękny, długi komentarz, żebyś po przeczytaniu mogła się uśmiechnąć i mi coś odpisać. Zbieram się do tego komentarza dość długo, jednak nie jestem w stanie sklecić nic ładnego. Za co bardzo przepraszam.
    Bardzo zaintrygowała mnie postać Jaspera i jakoś go polubiłam. Takie to to wścibskie a jednak...Jak sobie go wyobraziłam stwierdziłam, że i tak pewnie fajny z niego chłopak, bez względu na 13 lat i wygląd ćpuna. Może podoba mi się bo żyje swoim marzeniem, ma talent szlifuje go, uda mu się. Takich ludzi lubię. Nieważne, że czasem wydaje się, że nie ma szans, warto czasem uparcie dążyć do swego. Z resztą gdyby każdy muzyk zniechęciłby się po chwili, nie byłoby tylu zajebistych zespołów. Lubię Caroline. Wydaje się być przyjazna, pomimo tego, że nie chętnie rozmawia z Jasperem. Dee jest jakaś taka....Powinna nadal być słodką czternastolatką, a nie wyglądającą na sporo za dużo młodą kobietką, która mizdrzy się do facetów, podając się za szesnaście i pół. Ale z drugiej strony. To czytając to zżerała mnie zazdrość. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby to po mojej talii wędrowała dłoń pana Tylera.
    Strasznie intryguje mnie co będzie dalej. Czekam na następny z niecierpliwością.
    Jesteś cudowna.
    Pozdrawiam cieplutko ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, Haniu, udało się, ponieważ się uśmiechał cały czas!
      Uwielbiam czytać te Wasze opinie o bohaterach, wiele mi to daje, podczas bardziej szczegółowego planowania całej reszty i...i Dee. Ona jest chyba najtrudniejszą postacią i kreując ją tutaj, ja też plułam zazdrością. Pff...
      No nic, dziękuję Ci bardzo! ♥

      Usuń
  8. Uduś mnie za to, że jeszcze nie przeczytałam.. a w między czasie zaprasza do mnie na kolejną notkę, która nie ma większego sensu, ale sobie jest.

    OdpowiedzUsuń
  9. jutro mam tylko 2 lekcje religii, a resztę dnia siedzę w hotelu, więc czytam i komentuję!
    cieszę się, że powstało jakieś opowiadanie o Aerosmith, nigdy wcześniej takiego nie czytałam, a zespół bardzo bardzo lubię! wiadomo, nic o Gunsach nie chce się już czytać, bo o nich chyba już wszystko zostało napisane. haha, moja mama od lat uwielbia Joe i wzdycha do niego, a zresztą, kto nie? Joe chyba tylko ślepemu by się nie podobał :))))
    wracając do opowiadania... gubię się jeszcze troszkę w postaciach, haha. ale muszę powiedzieć, że najbardziej przypadła mi do gustu Dee. lubię takie suki, takie charaktery. to postarzanie się make-up'em, wysokie obcasy, żeby być wyższym, biżuteria, wszystko po to, żeby się komuś przypodobać. wiem,że to nie jest ok, ale lubię czytać o czymś takim. chociaż faktycznie zachowała się jak suka w stosunku do Lei, która na razie taka trochę sztywna się wydaje, ale potem pewnie się rozkręci :)
    no nic, to ja życzę weny i czekam na nowy rozdział! <3 nie wiem gdzie poinformować o nowym rozdziale u mnie, więc informuję tu. nowy na http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, jak mi miło, że i tutaj postanowiłaś wpaść, ha!
      Pasowałoby mi Ci jakoś podziękować za nie-besztanie mi Dee, która zaskoczy jeszcze parę razy, oj tak. Sama też lubię produkować takie postacie jak ona, także tutaj się rozumiemy, mhm.
      Dziękuję Ci, Patty, spodziewaj się mnie u siebie na dniach! ♥

      Usuń
  10. Przeczytałam i ja. Przepraszam, że tak późno, ale sama wiesz jak to jest. Przyszedł wrzesień i naprawdę nie ma się na nic czasu. A jeszcze wstawać do szkoły, każdego dnia o 6 rano. Jestem nieprzytomna każdego dnia. Ale jakoś zebrałam dupę w kroki i przeczytałam...

    Wiesz? W sumie to miałam łzy kiedy czytałam ten rozdział. Jakoś tak osobiście się do niego odniosłam. Po prostu.. mogę powiedzieć, że w Lei zobaczyłam siebie, w Dee zobaczyłam siebie, kiedy ja miałam naście lat. Jakoś nie potrafię się ogarnąć po tym wszystkim, to takie uczucia to u mnie wywołało. I tak naprawdę nie wiem, co mam napisać, ale już nie będę taka wredna, że zostawię Cię w sumie z dennym komentarzem, który nic nie mówi.
    Powiem tak.. Lea.. przypuszczam, że ona naprawdę tęskniła za Dee, pewnie czuła się samotna w nowym miejscu i tak dalej. Wiadomo, że potem ta samotność minęła, bo się kogoś poznała, ale pewnie nadal tęskniła za Dee. Z resztą jak o niej mówiła "moja Dee" moja... i wyczekiwała tego momentu, kiedy będzie się mogła z nią spotkać i tu bum.. dziewczyna ma ją kompletnie gdzieś i lata za jakąś bandą debili w jej przekonaniu. W sumie to ja wiem, jak to boli.. naprawdę wiem. Sama przeżyłam coś podobnego, że po długim wyczekiwaniu na spotkanie po prostu się zwiodłam i nie potrafiłam sobie z tym wszystkim poradzić. Chyba nadal sobie nie potrafię. Lea ma prawo być zła, bo w sumie mam wrażenie, że Dee ją teraz wykorzystuje. A to taka mała suka, którą można pociągnąć tylko za włosy. Napisałam bym, że jej nie lubię, bo pewnie by tak było gdyby nie pewien fakt, ale o tym zaraz. Szczerze, to mi naprawdę szkoda Lei.. wydaje się być raczej spokojną dziewczyną, która nawet do końca nie rozumie, o co chodzi Dee, dlaczego ona się tak zachowuje i dlaczego tak wszystko wygląda... jedno jest pewne. Na chwile obecną, to Dee chyba ma ją gdzieś, a na pewno nie jest przyjaciółką. Mam wrażenie, że Dee nawet gardzi Leą.. Smutne to...
    A jeśli mam powiedzieć o Dee.. zastanawiam się, co się z nią takiego stało, chociaż.. hm.. nie jako 10 letnia dziewczynka nie wyglądało mi, że wszystko potoczy się w tym kierunku. Ale ten opis w łazience, kiedy Dee stała przed lustrem, a Lea siedziała na wannie.. normalnie jakbym się cofnęła w czasie.. Rose stoi przed lustrem, a Ewka siedzi na wannie.. Rose robi z siebie małą dziwkę, a Ewka za bardzo nie rozumie o co chodzi.. naprawdę, miałam wrażenie, że zaczynam czytać o sobie, że to wszystko dotyczy mnie. I już nie miałam przed oczami Dee i Lei.. miałam przed oczami siebie i Ewkę.. serce mi przez to szybciej bije. Ja nie wiem, jak to zrobiłaś.. raczej wiem. Po prostu opisałaś fragment mojego życia... Tylko, że ja nie latałam za muzykami, a za innymi artystami, ale jednak wszystko wyglądało dość podobnie. Dobra, nie o mnie.. a o bohaterkach. Dee... naprawdę jest denerwująca. Z resztą pewnie z Caroliną, bo mam wrażenie, że one obie w tym wszystkim siedzą, a Lea mają gdzieś. Nie ma to jak przyjaźń na zawsze.. dobra, przyjaźnie zawsze się rozpadają, jak zaczynają je dzielić kolosalne odległości, a łączyć tylko listy i telefony.
    No i jeszcze Jasper. Swoją drogą to kocham to imię. Ale tego gówniarza to nie będę lubiła. W sumie.. mały ćpun.. boże, jak ja nienawidzę takich dzieciaków. Mam na nich normalnie alergię (ha, a sama byłam taka, może dlatego tak na to patrzę).. No to chyba tyle..
    A powiedz mi, dlaczego miałabym Cię udusić, czy coś? Bo wspomniałaś mi, że zastanawiasz się, dlaczego tego nie rozbiłam, po tym jak przeczytałaś moje wcześniejsze komentarze czy coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja... Ja aż nie wiem, co powinnam powiedzieć. Jestem zaskoczona i wryło mnie, kiedy to przeczytałam. Nie spodziewałam się aż... Rose, słów mi brakuje.
      Dziękuję bardzo, cieszę się, zgadzam się, przepraszam... Dziękuję. Nie wiem, jak to się wszystko stało. Dziwnie wyszło, śmieję się. I wewnętrznie łkam.
      Dziękuję.

      Usuń
    2. Nie wiem, po prostu jestem...nie. Nie ma mnie. Czuję się zdezorientowana, po prostu dziękuję.

      Usuń
    3. Oj tam. Przypadkiem po prostu opisałaś kawałek mojej historii. Nie ma co tu się kołować, haha. Przypadki chodzą po ludziach.

      Usuń
  11. Caroline. No, na razie chyba lubię ją najbardziej, ale zobaczy się. Kompletnie nie mam weny na komentarz. Wybacz. Ja niegodna. No, ale biedna została w domu, gdy gówniara poleciała do Bostonu. No, ładnie. Rozkimna o studiach. Ha! Caro. Wiem, co przeżywasz xD Perry już stara dupa i ma to za sobą, no ale cóż. Nie ma to jak trzymanie się z trzynastoletnimi alkusami i ćpunami. Powodzenia.

    Lea. No, nie. Dee zdecydowanie mnie wkurwia. Może dlatego, że ma te swoje czternaście lat, a zachowuje się jak stara baba, co to zna życie od początku do końca. Nie. No, nie. Chyba żartujecie xD za duże staniki? Koturny? Spódnice? Coo? HAHHA No, naprawdę się uśmiałam w tym momencie, wyobrażając sobie takiego malucha wystrojonego na podryw xD Przepraszam wszystkie młodsze laski, ale naprawdę się ubawiłam. Trochę jak Foster w ‘Taksówkarzu’. Tak to się zaczyna… im młodsza tym lepsza, c’nie? ;D „Nie wiem, czy się zorientowali, że to głupia poza, ale na pewno wydała im się bardziej godna uwagi, niż mój produkujący się ojciec.” God. Nie xD no, błagam. Perry naprawdę nie może tego skomentować. Ale proszę, proszę. Dalej wydaje mi się coś, co odpowie za mnie. Dzięki, Lea. „Nie mogłam przegapić tej konwersacji, więc wstałam i podeszłam niepostrzeżenie bliżej, zresztą, nie mieli nawet po co zwracać uwagi na takie...dziecko. „hahah steven jako ten od ust xD Nie. Teraz to serio wiem, że nie znoszę Dee. Czy jak tam jej. Że bratanica? Że szesnaście i pół? „- Zbieramy się... - Spojrzał na nią, zatrzymując wzrok na jej szyi. - Przepraszam, za maniery, ale nam się, kurwa, śpieszy. Nie ma czasu na... - Groupies? Dziwki? Co chciał powiedzieć? - Nie mamy czasu.” Tak, tak, Perry. Say it. Nie bądź cipa.

    Wgl Perry trochę lekko nie ogarnia tej całej Dee. Że co ona chce? Nie mówcie mi, że tak po prostu chciała ich zobaczyć. No. Ale się pojawiły Smithy. I zobaczymy, co teraz. Perry już nic nie mówi, bo nie wie co napisać. Eh… Sorka, że tak krótko, no ale kurwa cóż… Życie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to samo co pisałam pod poprzednim. W ogóle jestem zaskoczona, że się komuś chce tak komentować każdy rozdział, tak mi dziwnie miło...haha.

      Usuń

Wystarczy Twój jeden komentarz, by gdzieś na świecie uśmiechnęła się deMars. Śmiało :')