czwartek, 28 sierpnia 2014

Prolog: Until the Rain Fall Down

Chciałam Was powitać w prologu czegoś nowego. Jeśli szukacie opowiadania skupiającego się przede wszystkim na zespole - to trafiliście źle. Tutaj zespół zajmie drugie miejsce, pierwsze zajęli zwykli śmiertelnicy, mhm.
Liczę, że nikt się jednak nie zawiedzie, zapraszam zatem na wstęp
,,Until the Rain Fall Down''

* *** *
***

27 stycznia 1970r.
Lea!
 Jest mi źle bez Ciebie. Poleciałaś prawie miesiąc temu i zostawiłaś mnie tutaj samą, pytałam mamy, czy nie wie czasem, kiedy znów się zobaczymy i ona nie wie. Albo nie chce mi powiedzieć. Jestem zupełnie sama, no...prawie sama, jest jeszcze ze mną Caroline. Ale ona nie ma tak dla mnie czasu, przecież ma trzynaście lat i swoje problemy, czasem mi tak mówi, kiedy chcę z nią pobyć. Ja jeszcze muszę czekać trzy lata, żeby zrozumieć jej problemy, głupia dziesięciolatka. Nieważne, ja nie o tym chciałam. Nie wiem sama, co mam Ci tutaj napisać, bo boję się, że kiedy dam mamie ten list, żeby mi go wysłała, to ona przeczyta to wszystko i potem będzie mi głupio, ale ona przecież wie, że ja do Ciebie tak piszę, bo jesteś moją przyjaciółką. No i mama cały czas mówi o Caroline, że ona jest, ale ona jest starsza przecież! Ja bym też chciała już taka być.
 Lea, a co jeśli my się zobaczymy dopiero za trzy lata? Kiedy przylecisz do nas, do Anglii znowu? Czy będziesz jeszcze kiedyś w Cambridge? W ogóle, to dlaczego Twoi rodzice tak bardzo chcieli do Nowego Jorku? Co tam takiego jest? Widziałam zdjęcia i dla mnie to nic specjalnego, uważam, że nasze Cambridge jest o wiele lepsze, ciekawsze i ma w sobie więcej magii i tajemnicy, nie powiesz mi chyba, że nie. Nowy Jork, co Twoi rodzice tam robią? Mama twierdzi, że nawet jakby mi powiedziała, to nie zrozumiem. Bo jestem za młoda. Za głupia, im się tak wydaje. A przecież to nieprawda, wszyscy wiedzą, że ja wiem dużo więcej niż inne w moim wieku, Ty też. I Caroline też tak uważa. Nawet Jasper. Chociaż on mnie doprowadza do szału, ale to wiesz sama bardzo dobrze. Piszę chaotycznie, przepraszam, ale mama mnie już goni, że zaraz zamkną pocztę. Aha! Wracając do Twojego Nowego Jorku, podsłuchałam kiedyś...i padło słowo ,,Boston'', co jest w Bostonie? Nie widziałam nigdy tego miasta, więc nie wiem. A Ty pewnie coś już na ten temat wiesz. Napisz mi, proszę.
 Będę kończyć, pamiętaj, że na Ciebie czekam i czekam na list od Ciebie, mam nadzieję, że niedługo odwiedzisz z rodzicami Cambridge. W najgorszym wypadku ja ubłagam rodziców na Nowy Jork, ale nie wiem za bardzo, jak powinnam to zrobić...przecież to jest cały ocean! Och, tęsknię, czekam i...odpisz jak najszybciej, jak ten list nie dojdzie, to ja nie wiem, co zrobię.
Masz pozdrowienia od moich rodziców, od Jaspera, od Caroline, od pana Bena i oczywiście ode mnie,
całusy,
Twoja Dee.

***
5 lutego 1970r.
Dee!
 Twój list na szczęście doszedł i doszedł szybko, bardzo się cieszę, że do mnie napisałaś i powiedziałaś mi o tym wszystkim. Ja też bardzo za Tobą tęsknię, jestem tutaj zupełnie sama, a dziewczyny w nowej klasie są jakieś dziwne, nie za bardzo się rozumiemy...mają mnie za jakąś inną, bo jestem z Anglii, Amerykanie mnie denerwują, ale tata powiedział, że to się zmieni. Mathieu też to jakoś dziwnie znosi, chociaż ma to swoje piętnaście lat. Mam nadzieję, że Twoja mama nie czytała Twojego listu i mam nadzieję...chociaż nie, Mathieu wyśle mój, więc jestem spokojna.
 Dee...rodzice się rozwodzą. Moi rodzice już nie będą razem, rozumiesz? Tata praktycznie cały czas siedzi w Bostonie, ja z mamą i bratem w Nowym Jorku. Ale byłam u taty przez dwa pierwsze tygodnie i jestem bardziej za tym Bostonem właśnie. Tam mi było lepiej, ale oni uznali, że tata jest za bardzo zarobiony, żeby się mną zajmować i muszę być z mamą. Jedyny plus jest taki, że oni nadal ze sobą gadają i będą utrzymywać kontakt ze sobą, tak słyszałam. Mam nadzieję, że z Twoją rodziną wszystko dobrze. Ja oczywiście tęsknię za Cambridge, pewnie, że uważam nasze miasto za ciekawsze! Tutaj to wszystko jest takie wielkie, nowoczesne...brakuje mi naszych ceglanych domków, naszego parku, wszystkiego. Śni mi się po nocach Cambridge. I Ty. I wszystko. Chciałabym tam wrócić, ale to jest...niemożliwe, Dee. Mama mówiła, że przylecimy do Was pewnie dopiero w czerwcu, im się nie śpieszy do Anglii. Oni mają teraz swoje sprawy. A ja mam tylko Mathieu. I kota, kupią mi kotkę! Jeszcze nie wiem jaką. I nie, nie kupią, weźmiemy ze schroniska kotkę, rozumiesz?! Tak bardzo się cieszę.
 Ja też tutaj na Ciebie czekam. Mam nadzieję, że mnie odwiedzisz.
 Aha, zapomniałabym. Moi rodzice, mama pracuje tutaj w biurze nieruchomości, tak jak wcześniej, a tata razem z jakimś swoim kolegą w Bostonie w jakimś klubie, czy coś. O to się między innymi pożarł z mamą. Że wybrał takie coś zamiast normalnej pracy. ,,Normalnej''. Nie wiem sama. Ale ten jego znajomy jest bardzo fajny, powiem Ci. Polubilibyście się, poważnie! Jest pyskaty jak Ty.
 Dobrze, ja też już skończę. Tęsknię bardzo, Dee. Przylećcie Wy do nas, może Wam uda się szybciej... Pozdrów i ode mnie swoich rodziców, Jaspera, Caroline i ja pozdrawiam Ciebie, ściskam mocno,
 Lea.

***

Dee
listopad 1970r.


- Caroline! - Biegłam jak głupia za swoją jedyną obecną, i w moim zasięgu, przyjaciółką, mając jej do powiedzenia coś bardzo dla mnie ważnego. Boże, dlaczego ona musiała mieć takie długie nogi, pozwalające jej chodzić szybciej, niż moje mi biegać?
- Madeline! Co jest? - Odwróciła się, całe szczęście. Odgarnęła ciemnie włosy i spojrzała na mnie, uśmiechając się ciepło.
- Tylko nie ,,Madeline'', proszę cię...
- Dee. Co jest?
- Lea napisała, że chyba przylecą do nas na święta! Czyli za miesiąc!
 Osobiście byłam wtedy podekscytowana, czułam się jak najszczęśliwsze dziecko na planecie, chyba w rzeczy samej takim wtedy byłam. Ale uśmiech z twarzy starszej przyjaciółki, mojej idolki, w pewnym sensie, zaczął wygasać. Czy ja powiedziałam coś źle...?
- Czemu tak zareagowałaś...
- Kiedy ci tak napisała? Kiedy ten list dostałaś?
- Tydzień temu, ale nie było okazji ci o tym powiedzieć, bo byłaś poza miastem, wiesz sama.
- Dee, oni nie przylecą.
- Co...?
- Chodź ze mną, to ci powiem wszystko. Wiem od rodziców, na mnie patrzą inaczej, niż na ciebie, wiesz o tym. I wiesz, że mówią mi więcej. - Wyciągnęła rękę w moją stronę, a ja nie zważając na masę kałuż, podeszłam do niej, wciąż patrząc w jej obecnie szarawe oczy. Miała rację...
- Myślą, że nie mówiąc mi o niczym, oszczędzą mi rozczarowań?
- Dee, oni nie wiedzą...nie widzą tego, jaka jesteś. Ja doskonale wiem, że nie zasługujesz pod żadnym względem na dziesięć lat, a na jakieś dwanaście, nawet na tyle wyglądasz, choć jesteś niziutka.
- Dzięki, że tak mówisz.
- Taka prawda.
 Szłyśmy wśród setek identycznych, małych domków z żółto-brązowej cegły z oknami wychodzącymi centralnie na chodnik. Milczałyśmy, ja spoglądałam co jakiś czas w owe okna, patrzyłam na dumne koty, siedzące na parapetach i patrzące błędnym wzrokiem na ścianę deszczu, która leciała z nieba prosto na nas. Był to właśnie schyłek pięknej angielskiej jesieni i początek jeszcze piękniejszej angielskiej zimy. Śnieg był tu rzadkością, za to deszcz był bardziej powszechny od słońca. Nie zmieniało to faktu, że kochałam właśnie za to miejsce, w którym żyłam od dziecka, od zawsze, czego nie mogę powiedzieć o Caroline, która nienawidziła tego klimatu z całego serca i od zawsze snuła marzenia o życiu w miejscu, gdzie niebo uśmiecha się promiennie, a nie płacze bez przerwy.
 Tamtego dnia udałyśmy się do jej domu, korzystając z okazji zwanej ,,nie ma rodziców, wrócą późno''. Idąc tak, ja myślałam o mojej kochanej Leandrze, myślałam o tym, dlaczego napisała, że przylecą na święta...skoro tak napisała, to znaczy, że jej tak mama powiedziała. Kłamała... Ścisnęłam mocno rękę Caroline, była dla mnie wówczas jak matka i starsza siostra. Chciało mi się płakać, ale nie mogłam tego zrobić. Musiałam być silna, od zawsze to sobie powtarzałam. Wystarczy, że niebo płacze tak często.
 Mniej więcej w okolicach szesnastej znalazłyśmy się w ciepłym pokoju mojej zbawicielki, jedynej, zresztą. Cieszyłam się, że mogłam tam być tyle, ile chciałam, w końcu mój dom był dosłownie na przeciwko! Ja też miałam pokój na piętrze, często siedziałam na swoim parapecie, jak tamte koty, i czekałam, by Caroline podeszła do swego i spojrzała w szybę. Wtedy widziała mnie i machała. A ja machałam jej.
- Chcesz kakao? - spytała mnie, siadając na łóżku, nad którym dumnie prezentowała się mozaika zdjęć powycinanych z przeróżnych gazet. David Bowie, David Bowie...o, a któż to?! David Bowie. Czasem Stonesi się przewinęli. Ale układ był inny, ja dawałam jej wycinki o Davidzie, ona mnie o Stonesach. Był podział, taki sprawiedliwy.
- Nie, chcę, żebyś powiedziała mi o Lei - odparłam i usiadłam obok niej, opierając swoją głowę o jej ramię. - Wszystko.
 Westchnęła i spojrzała na mnie kątem oka.
- Wiesz...w zasadzie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Lea nie przyleci, bo jej mama nie chce tu wracać, nie mam pojęcia, dlaczego. Ale wiem, że ona nie chce mieć już z Anglią nic wspólnego, nagle taka Amerykanka z niej. Nowy Świat, lepszy świat. Nagle takie myślenie jej się wzięło, nikt nie wie, skąd to. Przecież zawsze była stuprocentową Angielką. A Leandra sama z Mathieu nie może przecież przylecieć, a wiem, że i jego tutaj ciągnie. Mieli tu przyjaciół, nas mieli...
 Tutaj zamilkła, a ja spojrzałam na nią zszokowana. Ciotka Claudette, cóż za zabawna osóbka. Z jednej strony stuprocentowa Angielka, chociaż ona i mąż z Francji. I nagle polecieli tak ni stąd, ni zowąd do Stanów i chcą zapomnieć o przeszłości? Przecież zarówno moich rodziców, jak i rodziców Caroline mieli za przyjaciół, najlepszych i od serca, takich prawdziwych. Coś było nie tak, nagle wylał się fałsz, a ja byłam wstrząśnięta.
- Beznadziejne to jest...
- Wiem, ale...och. Mnie też jest szkoda, bo wiesz dobrze, że nie ty jedna lubisz tak Leę. Ale jest druga sprawa, której to mi rodzice nie powiedzieli akurat, ale zasłyszałam od taty... - Uśmiechnęła się do mnie znacząco i od razu wiedziałam, że coś rzeczywiście jest na rzeczy. Ożywiłam się. Błysk w jej oku wiele zdradzał.
- Kontynuuj...
- Mój tatuś rozmawiał z twoim, a twój rozmawiał z tatą Leandry. Wiesz, że on z jakimś kumplem prowadzi klub. Wiesz doskonale, co jest w klubach...między innymi. - Ruchem głowy wskazała na sufit.
- Muzyka...
- Grał u nich z dwa razy nowy zespół, młode chłopaki, młodsi od naszych...wiesz, co mam na myśli. - A miała na myśli naszych idoli. - I rzekomo całkiem nie najgorzej to wypadło. Słyszałam, że nie tylko brzmienie mają dobre, łapiesz?
- Przystojni? - Oczywiście zaczęłam od najistotniejszego faktu. To pytanie może się teraz wydać dziwne, ale wtedy było jak najbardziej na miejscu. Co z tego, że miałam dziesięć lat, jeśli ktokolwiek z was czytał ,,My, dzieci z Dworca ZOO'', ten doskonale zrozumie byt młodzieży lat siedemdziesiątych. Wszyscy chcieliśmy mieć tak z siedemnaście lat i nigdy ich nie kończyć. Marzyliśmy o wiecznej młodości, na krok przed dorosłością.
- Nie wiem tego, nie widziałam ich. Nie słyszałam. Wiem tylko, że są. I są biedni jak myszy kościelne, ale co z tego.
- Może wyglądają jak Stonesi, tylko nowej dekady...
- A może jak Bowie, tylko też bardziej nowoczesny?
 Pokazałyśmy sobie nawzajem język i uśmiechnęłyśmy się. To był ten uśmiech.
- Mogę zostać u ciebie na noc, Caroline?
- Pewnie, i tak jest piątek.
- Napiszemy wspólnie list do Lei. Ona przecież może się dowiedzieć więcej. Kursuje co jakiś czas do Bostonu, do taty!
- Nieźle kombinujesz, młoda. - Zaśmiała się i wstała z łóżka, kierując się do półki, na której trzymała swoje największe skarby, zwane winylami. - Jakoś trzeba się wczuć, nie? Co proponujesz?
- Ja?
- Twój pomysł z listem.
- Chcę...chcę Fleetwood Mac.
 W kilka godzin później, przy ,,I Loved Another Woman'', powstał list, który okazał się być światełkiem w ciemnym, angielskim tunelu, przez który kroczyłam wraz z Caroline.

* *** *
Proszę Was bardzo o reakcję i przede wszystkim o komentarz, nawet najdrobniejszy. Chcę wiedzieć i znać Wasze opinie, co jest normalne.
Dziękuję z góry i pozdrawiam :)

26 komentarzy:

  1. Zakochałam się. Naprawdę. Dawno nie czytało mi się aż tak dobrze.
    Nie wiem dlaczego, ale bardzo mnie cieszy fakt, że nawiązałaś tutaj do "My, dzieci z dworca Zoo". I dodatkowo muszę przyznać, że udaje Ci się utrzymać ten klimat. Tą chorobliwą chęć bycia starszym, pędzić do przodu i zyskiwać jak najwięcej przywilejów dorosłych.
    Ale mimo tego, nadal przeplata się ta dziecięca naiwność. Niezrozumiałe i chaotyczne spojrzenie na świat.
    Pokochałam to opowiadanie. Życzę Ci wiele weny, bo zapowiada się naprawdę wspaniale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiesz nawet, jak bardzo mnie cieszy Twój komentarz, Boże! ,,My, dzieci z Dworca ZOO'' to wspaniała książka, połknęłam ją błyskawicznie i to ona mnie poniekąd zainspirowała.
      Cieszę się na taką reakcję, pierwszą reakcję. Dziękuję bardzo! ♥

      Usuń
  2. Jezu, jestem oczarowana! Caroline i Dee, trzy lata różnicy między nimi, Caroline kocha Bowiego, Dee Stonesów, przypadek?
    Ta dziecięca niewinność, ale z drugiej strony dojrzałosc, ta przyjaźń!
    Mam takie wyobrażenie jakbyś pisała o tym jak powinno wyglądać nasze życie.
    Kocham Cię za to ;___;
    Weny życzę i niech Ci Twój bystrzak pomaga!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaahaha! Bez mojego bystrzaka - ani rusz! I mam dziwne wrażenie, że fakt, iż Dee kocha Stonesów a Caroline Bowie'go nie jest jakimś tam zwykłym zbiegiem okoliczności, ale co ja tam wiem...
      Cholera, i chyba Twoje wyobrażenie jest słuszne. Znowu piszę o idealnej kreacji życia...ale co zrobić, kiedy to jest silniejsze!
      Dziękuję ♥

      Usuń
  3. A czytywałam Cię kiedyś i postanowiłam sobie, że wpadnę. Nie lubię nadrabiać zaległości, a że tu mogą być na bieżąco, to dlaczego nie? I dziękuję Ci bardzo, że mnie powiadomiłaś, bo tak pewnie bym to przegapiła.

    Tak jeśli mam być szczera, to trudno mi sobie wyobrazić Dee jako 10 letnią dziewczynkę. Dobra, wiem, że ona tam mentalnie jest starsza i tak dalej, ale moja wyobraźnia tego nie ogarnia. Może dlatego, że w głowie mam moją Susan, która m lat 9 i w sumie jest takim.. no dzieckiem, a Dee to się już w sumie zachowuje jak nastolatka. Chociaż może to wynika z tego też, że ma starsze przyjaciółki i w ich towarzystwie też zaczyna nabierać takich zachowań. Zawsze jest mi ciężko komentować początki, bo mam za mało informacji. Powiem tylko, że podoba mi się angielski klimat. W ogóle ja kocham Wielką Brytanię od kiedy zaczęłam tam w pewnym sensie mieszkać. Prawda, deszcze padają, ale te deszcze są jakieś inne. Tam inaczej się na to patrzy i sama nie wiem z czego wynika, ale kiedy pada deszcz w Anglii to wydaje się być to takie magiczne. Może dlatego, że w ogóle świat tam inaczej wygląda. Właśnie, wszystkie domki na osiedlu takie same.. i.. hm.. dobra, sama nie wiem co takiego chcę powiedzieć na ten temat. Raczej trudno opisać te odczucia.
    Wspomniałaś na początku, że to nie będzie opowiadanie głownie o zespole. I się cieszę! I to bardzo się cieszę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, witam Cię w moich skromnych progach, cieszę się bardzo, że postanowiłaś tu zajrzeć.
      I tak, Dee jest nad wyraz dojrzała, mnie samej było dość dziwnie tak o niej pisać, ale jej okres dziecięcy tutaj szybko mignie, także nie ma się co tym przejmować. I tak - to zasługa starszego towarzystwa, pragnienia bycia wiecznym nastolatkiem.
      I podzielam Twoje uczucie do Wielkiej Brytanii, dla mnie to miejsce jest czarujące, mogłabym tam zostać. Dlatego też je tutaj wprowadziłam.
      Dziękuję Ci bardzo za ciepłe słowa, Rose! ♥

      Usuń
  4. Jestem po prostu zachwycona."Tutaj zespół zajmie drugie miejsce, pierwsze zajęli zwykli śmiertelnicy, mhm." Uważam to za za ogromną zaletę tego opowiadania- już ogromnie się cieszę, że tak właśnie jest. Bardzo podoba mi się klimat opowiadania. Idealnie oddaje to jak było kiedyś, aż sama się wczułam. Od razu polubiłam Dee. Uwielbiam takie dojrzałe dzieci, sama nie wiem czemu.
    Sama kiedyś też będąc w jej wieku czułam się niedobrze z tym, że traktowano mnie jak głupią dziesięciolatkę, a ja widziałam więcej niż im się wydawało.
    Nie mogę się już doczekać tego co będzie dalej, bo jest pięknie i z pewnością będzie jeszcze piękniej. Aż chcę nowy rozdział. Będę uważnie obserwować tego bloga w oczekiwaniu na nowy rozdział.
    Życzę dużo dużo weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Haniu, bardzo Ci dziękuję za ten komentarz! Jestem...czuję się spełniona, haha.
      Co do Dee, ja mam do niej podobne odczucia i rozumiem też to, co napisałaś o sobie jako dziesięciolatce. Przechodziłam przez coś podobnego.
      Dziękuję Ci raz jeszcze ♥

      Usuń
  5. Niesamowite!
    Nie zrozum mnie źle, ale bardzo mi się podoba rozwód ;) po prostu uwielbiam takie zawiłości rodzinne.
    Czuję się źle z tym, że nie wiem, co więcej napisać.
    A zatem

    po prostu życzę ci, żebyś jak najszybciej napisała dalszy ciąg!
    ~Kathi Veill

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam podstaw, by źle Cię rozumieć, ponieważ, niestety, sama czuję zamiłowanie do pisania o takich niepowodzeniach!
      Dziękuję! ♥

      Usuń
  6. Witam. Nawet nie wiesz, jak bardzo urzekłaś mnie tym prologiem. Nie wiesz. Od samego początku do ostatecznego końca tekst wydawał się... magiczny? oryginalny? Nie mam pojęcia jakim słowem to opisać, ale Anglia, domki na osiedlu podczas deszczu, listy od przyjaciółek, muzyka z winyli, machanie do siebie z okna, nawet pytanie o kakao mnie poruszyło. Ach, no tak! I jeszcze Dee wydaje się tak strasznie dojrzała, pomimo swojego wieku: wrażliwa, mądra, wierna... Mi również sprawia trudność wyobrażenie sobie jej osoby w postaci 10-latki. Próbowałam, ale ani razu mi się to nie udało!
    Na koniec chcę jeszcze raz dać Ci do zrozumienia, że to świetne oraz, że czekam na kolejną część! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Suicide! Na wstępie chciałabym Ci powiedzieć, że mam nadzieję, iż sama niedługo coś opublikujesz, haha. Ponieważ czekam i nie ja jedna, jak pewnie wiesz.
      Cóż, postać Dee jest...mała od zawsze prześcigała w pewnym sensie swój wiek, co jest powiązane z towarzystwem, jak wcześniej wspomniałam.
      I dziękuję Ci bardzo za komentarz i wiele motywacji! ♥

      Usuń
  7. Dobra, jestem. Oczywiście, że mnie interesuje! Wszystko co napiszesz jest naprawdę warte uwagi.
    Wchodzę sobie tutaj i tak patrzę, patrzę... Wchodzę na "Another Day In Paradise" patrzę, patrzę... A tam mój Steven! Ha, gdybyś widziała moją minę. Dlatego wnioskuję, że będzie to opowiadanie o Aerosmith a przynajmniej o tej wspaniałej dwójce? Dobra, wygląda to jakoś tak - Cały czas wpatruję się w nagłówek a tam wpatruje się we mnie Joe. I tak się na siebie patrzymy. XD
    A teraz może napiszę coś o dziewczynach. Dee jest jeszcze taka młoda... W sumie to nie wiem, jak Ty to zrobisz, deMars. Ale jak na swój wiek jest bardzo dojrzała, choć nadal nie wiem jak to będzie. I bardzo dobrze! No, muszę już iść, bo siostra na mnie krzyczy.
    Cudnie, ale Ty to pewnie już wiesz.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekaj, zapomniałam! A co z "Another Day In Paradise"?

      Usuń
    2. Urzekła mnie Twoja historia o Stevenie i o wpatrywaniu się w siebie wraz z Joe, czytałam to kilka razy, dziękuję za to XD
      Dobra, co do tematyki - tak, zespołem, który się przewinie będzie przede wszystkim Aerosmith, co wyjaśnia Toxic Twins w nagłówku. A co do dziewczynek, dziękuję, cieszę się, że tak zostały odebrane, o to chodziło! A co do ,,Another day...'', zostało mi jeszcze pięć rozdziałów, opowiadanie zostanie doprowadzone do końca.
      Miło mi, ha ♥

      Usuń
  8. Zapraszam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hello, już nieco wcześniej od spamu wiedziałam, że stworzyłaś nową historię, ale. Tak, chciałam się porządnie zebrać przed przeczytaniem tego. Mam nadzieje, że to zdanie ma jakikolwiek sens. Mnie też opuściła wena do komentowania, aż serce się kraje...

    Ale prolog. Nowe historie obsadzone w latach siedemdziesiątych zawsze mnie urzekną, niezależnie od tego jaką fabułę by miały, nie wiem, może to spaczenie zawodowe, albo zwyczajna miłość do tamtych czasów. Tak czy inaczej to wyżej urzekło mnie podwójnie: czas akcji oraz - jakby nie było - cholernie wyraźna inspiracja "My, Dzieci z dworca Zoo". Kocham tą książkę, to dzieło, jak własną podróbę Fendera i nawet nie wiesz, jak się cieszę, że właśnie ta powieść Cię zainspirowała. Takie +100 do zajebistości c: No i główna bohaterka(?) kocha Stonesów, Jimie Słodki!
    A co mam do powiedzenia o "zwykłych śmiertelnikach"... Ta pod tytułem Dee ma tylko dziesięć lat, co na początku, zaraz po przeczytaniu tej informacji - przyznam szczerze - trochę zbiło mnie z tropu. Może dlatego, że jej wiek kontrastuje z osobowością na takim poziomie, że pewnie w dalszej części historii zacznie mnie to przerastać. Chociaż kto to wie, to dopiero prolog, w pierwszym rozdziale możesz zrobić magiczny przeskok do momentu, gdy Dee będzie starsza na tyle, by pojechać do Bostonu i spotkać się z tym cudownym, tajemniczym zespołem. Znaczy się z Tylerem i Perrym, między innymi, bo po tym pięknym nagłówku można się domyślić kilku rzeczy. c:
    Tak sobie czytam, co nabazgrałam i... niby dlaczego jej wiek miałby mnie przerastać? Jeśli trzynastoletnia heroinistka potrafiła wywołać u mnie w dziwnym stopniu szacunek, podziw, czy coś w ten deseń, to... dlaczego? Nie wiem, chyba mnie do końca pojebało. Wybacz. Piszę bez ładu i składu.
    Czy jest coś jeszcze... Ach tak, klimat! Jest dokładnie tak, jak napisała Hania: "klimat idealnie oddaje to, jak było kiedyś".
    Okej, jestem zbyt leniwa, żeby się wysilić i napisać coś od siebie, więc cytuję innych, jej!

    Tak, to teraz standardowa formułka: "czekam na ciąg dalszy". BARDZO czekam na ciąg dalszy. :)))


    PS. Napomknęłaś w komentarzu u mojej osoby o pewnym kawałku Bartosiewicz. Tak, zgadzam się w stu procentach, iż owy idealnie oddaje charakter Jenny. Ale wyobraź sobie to: piszę to wesołe opowiadanko od dwóch lat(wliczając wszystkie fazy, jako "artysta w depresji"), i na jakimś tam etapie dopracowywania postaci Jenn, trafiam właśnie na ten kawałek. Równie dobrze można trafić na utwór, którego tekst wydaje się być napisany specjalnie pod osobowość słuchacza, nadążasz? Nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać, czy pójść się najebać z nagle ogarniającej dumy, no cóż.
    PSS. "(...) tytuł zjawiskowej biografii Morrisona (a on kojarzy mi się z Tobą jak nikt)". <3
    Tak, to podziękowanie: "<3", bo się wzruszyłam niczym nimfomanka obdarowana gumkami .-.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty nawet nie wiesz, jak na mnie kojąco podziałałaś tym komentarzem, czytałam go kilka razy i jestem...jestem w niebie, moja Droga. Nie potrafię Ci nawet ładnie-składnie odpowiedzieć, po prostu...
      Nie ma za co i dziękuję - bardzo dziękuję ♥

      Usuń
    2. "PSS", teraz to zauważyłam, co za bzdura. XD
      I nie ma za co dziękować, miło się bardzo pisze komentarze. Jedna z zalet pisania opowiadań w tym cudownym światku- komentowanie innych. :)

      Usuń
  10. Zapraszam na bloga, notkę, która nie jest rozdziałem, ale poczytać można.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zakochałam się w tym prologu już po ujrzeniu formy w jakiej napisałaś jego pierwszą część. Kocham listy, sama lubię pisać. Uważam je za bardzo dobrą formę komunikacji, która zarazem ma swój urok. Co prawda jest tego wiele minusów typu: trzeba iść na pocztę, kupić znaczki, wysłać, czekać na odpowiedź, ale z drugiej strony to ma urok. Człowiek o wiele bardziej cieszy się z listu, niż z smsa, czy wiadomości na Facebooku, dlatego bardzo dziękuję za te listy. Niby drobiazg, ale przywołał u mnie pewne miłe wspomnienia. Dobra, ale koniec o sobie. Po raz kolejny zaczynam pisać o dupie maryni, wybacz mi to.
    Powiem tak. Prolog wyśmienity. Idealna długość i jakość. Nie było przesytu informacji, ale to co jest potrzebne, wspaniałe opisy i dialogi, jak na taką genialną bloggerkę przystało, no i przede wszystkim fajnie wykreowani bohaterowie. Co prawda nie za wiele o nich wiemy, jednak sądząc po zachowaniu, upodobaniach, mogą intrygować. Szczerze mówiąc, to mnie już urzekły dziewczyny. Są młode, bardzo młode, ale nie myślą jak typowe gówniary. Widać, że coś w głowie mają. O! I słuchają wspaniałej muzyki, to też plus. Stonesi i Bowie? Uwielbiam ich, także myślę, że podczas wzmianek o nich będę się jeszcze szerzej uśmiechać.
    Oczywiście kolejnym zespołem, który pragnęłabym zobaczyć w opowiadanku jest nasza cudna ekipa z Bostonu. Jednak napisałaś na wstępnie że nie będzie to typowe opowiadanie o zespole, za co Ci bardzo dziękuję. Szczerze mówiąc, to takie typowe opowiadania o Gunsach, Aerosmith i Metallice mi się znudziły. Wszystko jest takie samo, najważniejszy jest zawsze zespół. Cieszę się, że Ty zamierzasz pisać o ludziach, a nie wyidealizowanych bogach. Już nie mogę się doczekać, kiedy poczytam o spotkaniu dziewczyn z zespołem, który jest bardzo bidny. Jestem ciekawa jak to ułożysz i napiszesz.
    Czekam na pana Tylera, bo tak już mam, że chcę go wszędzie. Chyba mam obsesję na jego punkcie, jak jakaś pieprzona groupie, o bożę.
    No nic, kończę na dzisiaj, bo znowu zaczynami pisać bzdety.
    Jeszcze na koniec dodam, że oczarowałaś mnie swoimi umiejętnościami, stylem pisania. Pięknie!

    Love,
    Chelle ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chelle, kochana! Nie wiesz chyba, jak ja się cieszę, że Cię tutaj widzę. Słodzisz mi strasznie tą ,,wspaniałą bloggerką'', dziękuję bardzo, naprawdę. Cieszę się, że tak odebrałaś to wszystko, mam wrażenie, że mi się udało. Jestem szczęśliwa, haha.
      A co do ekipy z Bostonu - już niedługo, też sama czekam, ciii... Oj, i groupie? Może dla niektórych tak, ale mam wrażenie, że w naszych kręgach to zachowanie jest jak najbardziej zrozumiałe...haha.
      Dzięki Ci wielkie, lecę zaraz do Ciebie ♥

      Usuń
  12. To cóż. Zapraszam do mnie... na.. pewną notkę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Perry przybył, zobaczył i zwyciężył. Dobrze, że masz tak mało rozdziałów jak na razie, to nadgonię w te pędy, a nie będziesz musiała czekać roku, aż dojdę do ostatniego. Przy Cooperze w tle czyta się genialnie.

    Przyznam się od razu, że nie zaglądałam do zakładki z bohaterami. Wolę jak sami tworzą mi się w głowie. Oj, takie tam skrzywienie Perry’ego xD na razie za dużo to tu nie napiszę znowu, bo w sumie nie wiem zbytnio co. Tak, wiem. Prolog zawiera pełno wydarzeń i faktów, no ale jedynie mogę teraz ładnie powiedzieć – przeszła Pani test i Perry zaczyna czytać. Nie piszesz jakoś słodko od początku do końca, bo wtedy Perry nie doszedłby do ostatniego zdania. Nie. Nie! Dwie przyjaciółki. No i jeszcze jest Caroline. Lea poleciała do Stanów i pewnie nie potrwa zbyt długo zanim nie dolecą do niej Dee i Caro. Jasper… na razie kojarzy mi się tylko z tą mordą gościa ze Zmierzchu. Ten pierdolony Tłajlat zaatakował nawet mózg Perry’ego. Koszmar. Nie ma dokąd uciec! ŁAAA!!! No, ale wróćmy do opowiadania xD bo się tu zagalopowałam. I to poważnie. Jeny! Już żal mi rozstania dziewczyn :< Fajnie jednak, że piszą listy! Są niewyobrażalnie dojrzałe jak na listy dziesięciolatek. Wow. Hm… kurdę. Biedne. Musiały znosić taką rozłąkę :/ Słabo. Ha! David <3 Stonesy <3 No, pięknie. Kurwa. Perry nie umie pisać komentarzy. Jedynie co ogarnęłam to to, że zespół. Nowy. Zespół. Biedacy xD BANG! Mój boski imiennik. Padam i się rozkładam. Co jeszcze do treści… Bardzo mi się spodobało. A wiedz, że jak Perry mówi bardzo, to znaczy bardzo.

    Przyczepię się formatowania tekstu, ale nie martw się. Większości to mówię. Jak możesz wyjustuj tekst i zrób akapity. Nie chodzi tylko o to, że tak ładniej wygląda, ale łatwiej się czyta. Kilka razy łapałam się na tym, że czytam jedno zdanie kilka razy xD

    Spróbuję ogarnąć wieczorkiem jeszcze jeden czy dwa rozdziały. Nie przeczytam następnego jeśli nie skomentuję porządnie poprzedniego. Taki styl Perry’ego. Mam nadzieję, że nie obrazisz się za to xD pojebane posty pod każdym postem. E. Najwyżej zgłosisz mnie do spamu. Co, by Ci tu jeszcze moja droga dë Märs napisać? O. Że zaraz Cię dodam do rodzinnego ‘Hell House’ i wgl jakbyś mogła mnie informować o nowych rozdziałach. Tutaj -> http://my-little-rocket-queens.blogspot.com/

    To chyba wszystko, co chciałam… Nie zawiedź mnie. Because I know where u live!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A miałam Ci na to nie odpisywać w ogóle, ale uznałam, że nie będę żadnych zostawiać bez odpowiedzi, dlatego jestem tutaj po prawie dwóch miesiącach. Nic nie będę wyjaśniać, bo wszystko jest dalej, ale powiem tyle, że
      DZIĘKUJĘ!

      Usuń

Wystarczy Twój jeden komentarz, by gdzieś na świecie uśmiechnęła się deMars. Śmiało :')